Shoot-'em-upy często mają fajne walki z ostatnimi bossami, na ogół odblokowywanymi jako nagroda za przejście reszty gry bez utraty wszystkich żyć.
Większość z nich jest po prostu bardzo trudna, ma własny utwór dźwiękowy, itp., ale w kategorii oryginalnych znajduje się ta z ostatnim bossem Hellsinkera. Jest dezorientująca, ale nie wprowadza żadnych zmian do mechaniki gry czy QTE. Na dodatek, by dodać do konfuzji, otwarcie nowego wątku fabuły odbywa się w trakcie walki, w formie tekstowej, a potem w drugiej części starcia, jako dodatek do ostatniego bossa.
No i ta muzyka. Te efekty graficzne. I to, jak ze sobą współgrają. Trzy lata siedzę w strzelankach i widziałem ich kopę, ale jeszcze nigdy nie spotkałem się z niczym robiącym podobne wrażenie. Hellsinker to naprawdę gra jedyna w swoim rodzaju.
Sporo osób, które przeszło grę, twierdziło, że ostatni boss był dla nich niezwykłym, prawie transcendenym przeżyciem. W sumie zgadzam się z podejściem jednego anona, który postanowił już nigdy nie wracać do Piekłotopca po doświadczeniu jego końca - nie, wielkiego finału. Shmupy z natury są grami, w które gra się setki, tysiące razy, by osiągnąć w nich dobry wynik. Tak, jak ten koleś, ja też nie byłbym w stanie znieść sprowadzenia finałowej sekcji do rangi nudnej codzienności. Czasami tylko ponownie słucham muzyki z tego momentu w grze, by przywołać przed oczami duszy nostalgiczne widziadła.
http://www.youtube.com/watch?v=KvuudQrJJEg