Dassanar oddychał głęboko, znajdując się w pozycji przykucniętej. Zmęczenie, ekscytacja, poczucie ulgi i triumfu - wszystko to implodowało w jego organizmie. Cała akcja to był jeden wielki taniec na linie. Jeden błąd, jedno złe odmierzenie tempa - śmierć. Dla takiego dreszczyku emocji Egzekutor nigdy nie zrezygnuje z pracy w terenie - nawet w przypadku, gdy dożyje momentu wdrapania się jeszcze wyżej po szczeblu dowodzenia Wielkiego Klasztoru. Po to w dużej mierze, z początku zaledwie na wpół świadomie, wybrał właśnie tak ryzykowny i wymagający nieludzkiej wręcz konsekwencji oraz nieustannych ćwiczeń ciała i ducha styl walki. Bez żadnych tarczy, sztucznych osłon ani legionu sługusów, gotowych zasłonić cię własnym ciałem. Czysta adrenalina, poleganie tylko i wyłącznie na własnej sprawności i nabytym doświadczeniu. I, rzecz jasna, stała możliwość podbudowania swojego ego. Bo Dassanar po prawdzie nigdy nie ukrywał, że działa w ogromnym stopniu dla chwały własnej, dla samospełnienia - co zresztą w żaden sposób nie kłóciło się z doktrynami jego zakonu. Dziś pokonał dość egzotycznego przeciwnika. I bardzo niewygodnego dla każdego, kto para się walką wręcz. Była dobra. Naprawdę dobra. Przez krótki moment Egzekutor nie był nawet pewien, czy zdąży dotrzeć do zwierzchniczki kultystów. A nawet gdy mu się to udało, już na samym końcu i tak nie sprzedała tanio swej przyobleczonej w czerń jedwabistej skóry. I dobrze. Nareszcie, po tej nudnej, niemal przygnębiającej serii starć z bandą amatorskich grupek wyznawców Perosa, trafił na przeciwnika, którego naprawdę czuł, że zabijał. A dawno nie było sytuacji, w której ktoś był tak blisko faktycznego zgładzenia wojownika. Jedyne drobne ukłucie, to poczucie żalu, że ktoś o takich zdolnościach nie poznał najpierw lepiej wiary Arcanusa...
Wypoczynek po intensywnej potyczce nie trwał jednak zbyt długo. Egzekutor, świadom tego, że wciąż znajdowali się na niegościnnej ziemi, podniósł się, otrzepał od niechcenia, i z wciąż obnażonym mieczem zaczął patrolować okolice. Skinął lekko głową dostrzeżonemu Rodrikowi.
- Kobieta, którą właśnie zabiłem, była prawdopodobnie liderką kultystów - rzucił kusznikowi. - Nie jestem jednak pewien, czy cała reszta od razu pójdzie w rozsypkę. Zbierzcie się na powrót w grupę i sprawdźcie ostrożnie teren. Zaraz pójdziemy dalej - zarządził.
Zdecydował, że nim przeszukają dalsze fragmenty tego terenu, by sprawdzić, czy aby na pewno udaremnili już zamach i mogą iść dalej, Dassanar znajdzie Konrada. Najemnik okazał się bardzo wartościowym sojusznikiem, bez którego trudno by było osiągnąć to, co osiągnął. Okazał się nieporównanie lepszym nabytkiem od niemałej części członków któregoś z zakonów. Wymagał zatem należytej opieki, a jeżeli było już na to zbyt późno, to przynajmniej zabrania ciała i pochówku z honorami. Ruszył więc w stronę, w którą tamten poleciał po oberwaniu zaklęciem kultystki, zachowując standardową pozycję bojową, gotów do odparcia potencjalnego ataku. Nie był jeszcze pewien, czy teren został ostatecznie należycie oczyszczony - walka z kobietą w czerni zaabsorbowała go na tyle, że nie było możliwości obserwowania otoczenia.
Rolled 1d20 : 18, total 18