Alvaro
Krwiopijce, które ruszyły w stronę jaskini rzuciły się na dwóch mężczyzn, którzy strzelali do nich z łuków. Trzeci strzelec wciąż pozostawał w środku. Bestie fruwały jak oszalałe dookoła, wymachując swoimi ostrymi jak brzytwy żądłami. Jeden z obrońców sięgnął po nabitą gwoździami pałkę, którą trzymał zawieszoną przy pasie i zamachnął się, ale owad wykonał płynny unik. W tym samym momencie, drugi potwór dziabnął wojownika w nogę, a ten syknął z bólu i obrócił się, wykonując kolejny cios - tym razem udany, udało mu się powalić jednego Krwiopijcę na ziemię. Trzecia bestia tymczasem walczyła z drugim z łuczników, którzy wymachiwał jednoręcznym toporkiem. Z wnętrza jaskini wyleciał w stronę Krwiopijców kolejny bełt, jednak niczego nie trafił.
Tymczasem Trevor napiął swój łuk i wypuścił strzałę w kierunku jednego z Krwiopijców, które nie ruszyły do ataku na lokatorów jaskini. Trafił bestię prosto między skrzydła i tym samym ją wyeliminował, ale ściągnął na siebie uwagę dwóch pozostałych. Szybko nałożył kolejną strzałę i posłał ją drugiemu Krwiopijcowi, ale trzeci zdążył dopaść do Szkodnika. Trevor odrzucił łuk na bok i sięgnął po broń do walki wręcz, jednak zwierzę ruszyło na niego i uderzyło go z impetem, powalając na ziemię. Szkodnik w panice zaczął wymachiwać nogami, próbując odgonić od siebie potwora.
Sooren
W zawiniątku, które otrzymał od Wilka, niczego z zamówienia nie brakowało. Po tym, jak przyodział się w zamówiony strój i załatwił kwestię płatności, Sooren ruszył uliczką w stronę wyjścia z jaskini. Po drodze minął kilka zwyczajnych chat, chwilowo pustych, a także niewielki placyk na którym biesiadowali Najemnicy. Ten, którego Kwatermistrz nazwał Gornem, rzucił Soorenowi przelotne spojrzenie i uśmiechnął się pod wąsem, dosłownie i w przenośni. Po drugiej stronie ścieżki, przy jednej z chat pracował Szkodnik, wytrwale tłukący młotkiem w w gwóźdź, którym starał się połączyć dwie krótkie deski. Po wyjściu z jaskini Sooren zauważył, że po lewej stronie, na niewielkiej półce skalnej, kilku Najemników trenowało walkę mieczem, czemu uważnie przyglądał się stojący obok nich ciężko opancerzony wojownik. Po przejściu przez drewnianą kładkę, prowadzącą do karczmy drogę Soorenowi zagrodziło dwóch Szkodników, którzy pilnowali wejścia do gospody. Kiedy jednak dostrzegli pierścień od Laresa, skinęli tylko lekko głowami i przepuścili gościa.
- Nowy, co? - mruknął jeden z nich - Witamy w naszej bandzie.
Wnętrze karczmy nie było zbyt bogato urządzone. Ot, kilkanaście drewnianych stołów z prostymi, drewnianymi krzesełkami, drewniany blat drewnianego baru za którym stał Szkodnik czyszczący drewniany kubek, a zza drewnianych drzwi za jego plecami dochodziły odgłosy bulgotania i przelewania różnych substancji. Oprócz tego, z prawej strony znajdowały się schody, najwyraźniej prowadzące gdzieś na górę. Po całym przybytku szwędało się kilkanaście osób, w tym dwóch ludzi z Sekty. Karczmarz od razu zwrócił uwagę na przybysza.
- Uszanowanie nowemu koledze - rzucił na przywitanie, nie przerywając wycierania kubka - Jestem Silas. Głodny? Spragniony?
Karl
- Jasne - Finley schował fiolkę do kieszeni spodni. - Wielkie dzięki. Nie wiem, jakbym sobie bez Ciebie poradził. Jeśli będziesz kiedyś potrzebował pomocy w jakiejś sprawie to wal do mnie jak we mgłę.
Po tych słowach Kopacz skinął Karlowi na pożegnanie i odszedł w kierunku wyjścia z obozu.
- Baala Cadara? - zamyślił się Fortuno - Hmm... Mistrz Cadar naucza o magii Śniącego, więc gdybyś jakoś mu w tej materii zaimponował to pewnie by się do Ciebie odezwał. Tylko musiałbyś zdobyć jakiś zwój magiczny. Może... może Baal Orun miałby coś takiego. Zazwyczaj nadzoruje pracę zbieraczy ziela, więc poszukałbym go gdzieś na plantacji, w tamtą stronę - wskazał palcem ścieżkę za plecami Karla. - Podobno ciągle narzeka, że ma za mało rąk do pracy, więc gdybyś zaoferował swoją pomoc w zbieraniu ziela to powinien z Tobą pogadać.
Orven
Z koszem pełnym bagiennego ziela, Orven ruszył w stronę wyjścia z obozu. Zrobił ledwie kilka kroków i wpadł na również udającego się w tamtą stronę Finley'a.
- O, to ty - zdziwił się Kopacz - Co ty... eee... czy Ty próbujesz podprowadzić sekciarzom cały kosz ziela? Niezły z Ciebie cwaniak. Wracasz do Starego Obozu? Ja mam już to, po co przyszedłem, więc przydałby mi się ktoś do pomocy. Wiesz, w razie gdyby po drodze coś miało pójść nie tak.
Na drodze do wolności z koszem pełnym ziela stała już tylko brama główna, przed którą stało dwóch Strażników Świątynnych.