połowa ludzi dalej uważa, że NV robiła beth, a za najlepsze DLC uważa totalnie nudne i nijakie OWB, tak więc wiesz.
Ale co do samej gry - ma swoje przebłyski, ale wiele zażyna silnik który już w trójce był przestarzałym gównem, do tego na siłę wciskanym głównie z myślą o konsolach które radziły z nim sobie jeszcze gorzej. Tym sposobem Strip, który sam w sobie był mały, został podzielony na trzy maleńkie obszary, przez co do reszty uciekł klimat miasta świateł.
Ale pomysły dalej są - mocny motyw z kryptą 11 (choć nie trawię tego bullshitu o eksperymentach połecznych, tutaj wyszło to naprawdę dobrze), rozwiązanie wątku Bennego na liczne sposoby czy silne powiązanie ze sobą hubów - w większości gier z otwartym światem każda lokacja była (i w sumie dalej jest) takim sobie małym światem kompletnie oderwanym od pozostałych, tutaj się przenikają i zazębiają, nie jest to takie prymitywne szukanie kumpli na bitwę na końcu jak DA1. Są dobre postacie, jak w zasadzie cała ekipa w Dead Money. Można mówić, że to gra czwórkowa, ale nie pzypominam sobie głębszego sandboxowego rpga niż FNV.