***
Niecałe pół godziny później zostaliście poproszeni o zaopiekowanie się na czas treningu w terenie grupą rekrutów - przynajmniej na czas nieobecności Lerina i Veraka, którzy pojechali z jakąś sprawą w okolice zamku. Takie zajęcia jednak przeprowadzaliście już nie raz, więc i teraz zebranie młodzików i postawienie ich do pionu było zaledwie kwestią chwili.
Każdy z was, mając tych kilka godzin do zmierzchu dokańczał własne sprawy. Pakowanie się do wyjazdu, dopinając ostatnie przygotowania. Sprawdzanie broni, rozmowy z nauczycielami i młodszymi kolegami bądź uczniami. Świat chyba też czuje, że wyjeżdżacie. Gromadzące się nad Loc Muinne chmury nie zwiastują nic przyjemnego.
Gdy zapadł zmierzch, zgodnie z prośbą Lerina udaliście się do północnego skrzydła zamku, na pierwsze piętro. Oświetlone nielicznymi pochodniami korytarze sprawiały dość upiorne wrażenie wymarłego miejsca, ale i do tego zdążyliście się już przyzwyczaić. Czasem to zabawne, widzieć jak przyjeżdżający tu rzemieślnicy czy inni goście oglądają się strachliwie na każdy filar, każdy cień rzucany przez stojące pod ścianami kukły, wyniesione ze zbrojowni. W końcu zbieracie się pod pokojem i gdy już mieliście zapukać...
- Kurwa! Uważaj co robisz! - dobiera zza zamkniętych drzwi. Głos Veraka w tej ciszy jest dobrze słyszalny.
- Uważam. Mówiłem, żebyś się nie wiercił.Ciche przekleństwo i znów cisza. Przeciągająca się, więc w końcu po zapukaniu wchodzicie do środka.
Sam pokój jest utrzymany w tak samo surowym stylu jak wasze komnaty. Proste łóżko pod ścianą z niewielkim oknem a w jego nogach kufer na rzeczy osobiste. Obok, po prawej stoi niewielka komoda a w prawym rogu przy drzwiach oddzielona parawanem umywalnia. Stoi tu jednak również olbrzymia szafa z rzędami półek, na których poustawiane są flakoniki, moździerze, poutykane w koszach zioła i grzyby. Na wyższych półkach stoją gotowe mikstury. Tuż obok owej szafy jest niewielki stół i palenisko. Wygaszone zaledwie chwilę temu, węgielki żarzą się jeszcze pod sporym, żeliwym kociołkiem.
Sam Verak siedzi na stołku pomiędzy nim, łóżkiem a stołem. Na klatce piersiowej mężczyzny widzicie masę nacięć, pokryte srebrno-błękitnym nalotem. I idziecie o zakład, że podobne ma na plecach i że właśnie przemywane są przez Lerina - wielce zadowolonego z tego faktu, że może się odrobinę poznęcać nad przyjacielem.
Rudy podniósł głowę.
- Ach. To wy. Świetnie, czekaliśmy na was...
- LERIN!Pomarańczowe oczy wiedźmina błysnęły rozbawieniem, gdy odłożył szmatkę.
- Już. Drzesz się jak baba.Verak znów zaklął, ale już się nie odezwał. W przeciwieństwie do swego towarzysza, Verak jest zbudowany jak atleta. Szerokie barki, wąskie biodra. Długie, smoliście czarne włosy związane w kitę na czubku głowy. Orli nos, stosunkowo jasna skóra. On ma normalne oczy. Z tego co wiecie ten element mutacji jeszcze się u niego nie ujawinił.
- No cześć. Nie stójcie tak w przejściu, siadać - machnął ręką.
- Łóżko, zydelki, podłoga. To chwile potrwa, a mamy dla was parę drobiazgów na szlak.