Wracam z działki rodziców narzeczonej. Na Piłsudzkiego w Poznaniu - procesja. O godzinie 16:00. Ok. Dla tych, co na Piłsudzkiego w Poznaniu nigdy nie zawitali - dwa pasy po każdej stronie, przedzielone pasem zieleni. Do tego dosyć sporych rozmiarów chodnik. Gdzie idzie procesja? DWOMA PASAMI PRAWYMI. Żeby nie było - tam może setka-dwie maksymalnie ludzi się zebrało. Ale muszą dwa pasy zabrać. Bo Allah Akbar.
Wracam do domu - mieszkaniu na osiedlu na zadupiu za rondem Żegrze. Co widzę? PROCESJE! ZNOWU! Oczywiście inna. Gdzie zrobili stacje? NA SKRZYŻOWANIU DO WJAZDU NA OSIEDLE. Nie mogli pójść dalej, gdzie jest ślepa uliczka. Wszyscy w oczach Boga i kościoła jesteśmy równi. Ci, którzy chcieli skręcić w prawo też nie skręcą. Bo Allah Akbar. Zaparkowałem przed procesją i przeszedłem się ten kawałek z buta - zakupów nie miałem, w końcu święto.
Wchodzę do mieszkania - nie ma kota. Moja kotka jak mnie słyszy, to zaraz przybiega się przywitać. Choćby spała twardym snem - obudzi się i przyjdzie. Ale futrzaka brak. Szukam w kartonie, szukam na fotelach - nie ma. Znalazłem ją pod zlewem w szafce - miejsce, gdzie się chowa, jak jest wystraszona jak cholera. Pragnę to dopisać, że mój kot ma w dupie hałasy, boi się tylko całkowicie obcych osób, a fajerwerki jak strzelają na Nowy Rok nie robią na niej najmniejszego wrażenia. Kot był PRZERAŻONY dudniącą procesją. To chyba ostatecznie udowadnia, że koty to stworzenia szatana. D: