Zasadniczo przeszedłem już Risena 3 jako Guardian i właśnie przechodzę po raz drugi jako Vodoo Pirate.
Moje wrażenia? No cóż...
1) - Sorry, ale podszedłem do tej gry po Assasin Creed 4 i jak zobaczyłem intro to huknąłem śmiechem - woda brzydka (w grze wygląda na szczęście lepiej niż podczas filmików), statki wyjęte kompletnie z dupy. Pomijając akceptowalne oryginalności fantasy dizajnu (zębaty kil u łowców demonów czy wielkie świecące gówno na dziobie statku magów), musiał projektować je ktoś kto żaglowiec widział raz, na obrazku, dziesięć lat wcześniej. Zero proporcji.
Jednak najgorsze jest motion capture i widać że ktoś tu zdrowo przyciął na hajsie - postacie poruszają się sztucznie. O ile normalnie podczas gry nie razi to zbyt mocno, to podczas cutscenek abordażowych (pierwszą obejrzycie w intrze i nie łudźcie się, wszystkie pozostałe wyglądają tak samo, modele postaci tylko czasem inne) naprawdę ma człowiek wrażenie że cofnął się do czasów pierwszego Gothica.
Co jeszcze? Ach tak. Walka z potworami morskimi. Sterowanie jak w AC4, tyle że toporniej. Kamera niemal identyczna, a jednak mniej wygodna - bo nie można nią swobodnie obracać. I absolutnie nic z asasynowej epickości towarzyszącej walce na morzu w tej grze. Wręcz przeciwnie. Przy drugim starciu już się niecierpliwiłem kiedy to się skończy, przy trzecim miałem chęć walić łbem o biurko.
2) - Walka wręcz. Za pierwszym razem odniosłem wrażenie że jest dosłownie PRZECHUJOWA i to był główny powód dla którego chciałem grać klasycznym magiem. W ciągu gry się nieco wyćwiczyłem i za drugim razem jest już łatwiej i przyjemniej, ale... Jestem i tak nią rozczarowany. Wolałbym system nieco bardziej przypominający gothicowy i nieco bardziej logiczny, a tak... Wszystko sprowadza się do tego czyja animacja zakończy się pierwsza - twoja czy przeciwnika. I pakowanie skilla przyśpiesza animację.
Postacie (i potwory) przeskakują nierzadko po 5-10 metrów żeby wyprowadzić cios (szczególnie widoczne gdy grasz magiem albo muszkieterem), jak już Cię dopadną to gryzą długim kombem przed którym ciężko uciec (a'la dziki z G3).
Tutaj jak na mój gust sporo ratują towarzysze - walczenie samemu jest dużo trudniejsze, a tak AI odciąga od Ciebie część uwagi i jest łatwiej, a przy tym nie jest ani za cienkie (chyba raz mi tylko kumpel padł nieprzytomny, jak go zostawiłem z trzema nosorożcami) ani za twarde i nie trzeba się obawiać że towarzysze sami powybijają przeciwników.
3) - Gildie. Mam na myśli zróżnicowanie. I muszę się przyznać, że cieniutko. Zasadniczo sprowadza się to do tego że będziesz miał inną zbroję. Tzn. z innym skinem, bo statystyki te same.
Unikalnych questów jest BARDZO MAŁO - chyba jeden na frakcję, ten na awans w hierarchii - bo questy startowe można zrobić wszystkie trzy. Ba, trzeba, są obowiązkowe.
Broń unikalną znalazłem jak na razie jedną - pałkę voodoo, niespecjalnie atrakcyjną zresztą.
Powiem Wam też jedno - hełm dla Guardiana wygląda żenująco. O ile zbroja jeszcze ujdzie, chociaż jako wariacja klimatu konkwistadorskiego i tak grubo przegrywa w konkurencji z masywnymi kirysami Inkwizycji, to sam hełm jest NIE DO ZNIESIENIA. Jak to ujął mój znajomy - "Nie wiedziałem że da się tak zgejować coś takiego jak morion". I wiecie co? Jak dostałem awans na Generała Guardianów, to moja pierwsza myśl brzmiała "Nareszcie jakiś normalny hełm!" TAA. Wiecie jaki? Taki sam. Tylko pozłacany.
4) - Magia. No cóż. Czary są różne. I to jest miłe nawet mimo tego że jest ich tak mało. Magia jest potężna i używa się jej bardzo przyjemnie - patrzenie jak 8 minionów płacze w Deszczu Ognia jest słodkie, tak samo jak bawienie się Nekromancją. Magii Łowców Demonów jeszcze nie używałem. Natomiast chujowym patentem jest to, że wszystkie gildie mają dokładnie taki sam mechanizm walki wręcz dla magów. IDENTYCZNY. Różni się tylko skin, guardian bawi się żywiołami w taki sam sposób jak vodoo pirate bawi się owadami. Ponownie, widać gdzie cięto najbardziej - na animacjach.
5) - Muszkiety. Przyznam że jestem wielkim fanem wczesnej broni palnej i lubię ją oglądać w grach - to była moja ulubiona broń w Risenie 2 i OGROMNIE się rozczarowałem muszkietami w trójce. Owszem, są proste w obsłudze. Owszem, mają duży dmg. Ale absolutnie nie rozumiem toku myślowego człowieka który kazał wypierdolić animację przeładowania - krótki cooldown sprawia że czuję się jak debil używając muszkietu, bo na tym polegał power tej broni, że jej duża siła ognia była nerfiona długim czasem przeładowania i ograniczoną mobilnością w tym czasie.
A tutaj zrobiono muszkiety casual friendly, szybkostrzelne, z magazynkiem jak w Mass Effect (pamiętacie ten fluff rozpisujący się jak to nie ma amunicji bo się wycina pociski z bloku metalu?) i NAPRAWDĘ wcale nie takie silne. Na początku gry żeby zabić muszkietem cienistego kundla trzeba mu wpierdolić minimum 4 kule. Jak masz małego skilla to duża część pocisków i tak nie trafi w cel. Przyznam się, że miałem z tym dużo więcej pierdolenia niż z walką na miecze. Nawet teraz, jak już sobie znalazłem magiczny muszkiet vodoo, chyba najlepszy w grze (o tym jeszcze parę słów w następnym akapicie), to jak mi rzuty na critical hity nie pójdą to nawet durny pająk potrafi 2-3 kule przyjąć na ryj.
Kolejna rzecz - spierdolone animacje walki wręcz i wspomniane skakanie o 5 i więcej metrów żeby Ci przyjebać mieczem BARDZO psują bawienie się muszkietem. Pomijając to, że gościu do Ciebie doskakuje zanim zdążysz się odwrócić i wycelować (mimo tego że właśnie wykonałeś 3 fikołki żeby się od niego odsunąć) to podczas animacji wyprowadzania ciosu pierdolą się hitboxy.
Zapomnij że trafisz w klatę gościa który ma Cię właśnie uderzyć. Po prostu go tam nie ma - celownik się nie świeci, strzał nie trafia. Po prostu model jest w innym miejscu niż faktyczny przeciwnik i trochę czasu zajęło mi zorientowanie się, że takim oponentom należy celować pod nogi, nawet jak kula przeleci pomiędzy to gra i tak rejestruje trafienie. Na szczęście ten problem dotyczy tylko humanoidów.
Ostatnia rzecz - i ta, która mnie najbardziej zdenerwowała - kolejny raz, nie potrafię zrozumieć toku rozumowania typa, który kazał wyciąć animacje z bagnetem. To właśnie było w dwójce najpiękniejsze, że jak ktoś podbiegł to można go było bagnetem odepchnąć jak dzidą idealnie na odległość ładnego strzału w ryj. Ale to było za ładne i zbyt przyjemne, więc w Risenie 3 będziesz machał muszkietem jak maczugą, z animacją tak powolną że absolutnie uniemożliwia skuteczną samoobronę w walce wręcz przeciwko czemukolwiek groźniejszemu niż te małe piaskowe chuj-wie-cosie. Już przed ścierwojadem (JEDNYM!) NAPRAWDĘ trudno się obronić. Więc jak Ci się skończy amunicja... Lepiej kup sobie jakiś mieczyk.
Ciągle czekam na grę w której będę mógł wbić w ziemię forkiet, złożyć na nim lufę muszkietu i widzieć, że nie liczy się to czy trafiłem w cel - bo efekt huku, dymu i ognia i tak posyła wroga w przeciwnym kierunku z osranymi gaciami.
6) - Ekwipunek. Tutaj tylko parę słów. Mianowicie - MAŁO. Za pierwszym razem najlepszy miecz znalazłem już w połowie gry - Miecz Przysięgi czy coś takiego - i już do końca nie było broni która by go pobiła. I do tego się ładnie świecił. Teraz... No cóż. Swój pierwszy muszkiet zajebałem w tawernie w Antigui, drugi z dachu tawerny w Caladorze, trzeci ze skrzyni pod murem na Kila... I ten trzeci to jest chyba najlepszy muszkiet w grze (za pierwszym razem lepszego nie widziałem). Guess what? Dopiero dołączyłem do gildii. Skrzynia wymagała 80 lockpicka, ale wbicie 50 i wypicie potka dającego +30 wcale nie jest takie trudne do zrobienia. Da się nawet szybciej jak się to połączy z amuletami.
7) - Grafika. Piękna, potrafi czasem olśnić. Wymagania stosunkowo niewielkie, chodzi mi bardzo ładnie na wysokich ustawieniach. To się chwali.
- Grywalność. O dziwo, mimo mojego narzekania na tę grę przez cały ten blok tekstu, Risen 3 jest bardzo grywalny i bawiłem się przy nim bardzo dobrze. Przejście gry na jakieś 80% zajęło mi dwadzieścia parę godzin, bez zbędnego pośpiechu. Lokacje nie są tak tunelowate jak w Risenie 2, co też się chwali. Sporo poukrywanych smaczków i ekwipunku zachęca do samodzielnej eksploracji. Ponadto dialogi w grze są wykonane o niebo lepiej niż motion capture i przy niektórych można naprawdę paść ze śmiechu na glebę. Polecam zwłaszcza pana na szczycie góry na Ticaragui i moment na Kila w którym trzeba przejąć kontrolę nad murzynem - idźcie wtedy porozmawiać z więźniem : )
PS - właśnie sprawdziłem - od mojego muszkietu jest tylko jeden lepszy. Na samiuśkim końcu. Lepszy o tyle że daje +5 do krytyka, dmg ten sam. Aż mi się odechciało grać.
PS2 - ktoś wspominał o roli systemu moralnego - jak na razie jedyną konsekwencją bycia złym jest dla mnie to, że pojawia się więcej Cieni w różnych miejscach. Nawet dodatkowe licze (nie mogę zapamiętać jak się nazywają), więc w zasadzie lepiej jest być chujem, bo można wciągnąć więcej miksturek powiększających hp.
PS3 - zapomniałem o jednej rzeczy - animacje dobijania w walce wręcz. Słabe. Długie. Wkurwiające, bo włączają się przy każdym humanoidalnym przeciwniku. I nie da się ich wyłączyć.
Widziałeś kiedyś jak się podrzyna gardło szkieletowi? Nie? No to zobaczysz, nie martw się. Będziesz wydrapywał sobie oczy żeby przestać to widzieć.