Odnośnie kultur:
Porównanie do wirusów - to się w archeologii nazywa dyfuzjonizmem i już jest przeterminowane. W skrócie, to założenie, że idee (i ludzie) rozprzestrzeniają się jak cząsteczki w roztworze - chaotycznie i nieskoordynowanie, ale zawsze z miejsca gdzie jest ich "więcej" do miejsca gdzie jest ich "mniej". Niestety to nie jest takie proste.
Zasadniczo - owszem, można kulturę archeologiczną rozumieć tak, jak to rozpisałeś. Tylko jest jeden problem. Zerknij na mapy kultur archeologicznych z dowolnego okresu od neolitu po epokę żelaza. Nierzadko taka pojedyncza idea - jak np. neolityczna kultura ceramiki sznurowej (
Corded Ware) - obejmowała swoim zasięgiem ogromny obszar. I to wszystko jest mniej więcej równoczesne w czasie (bo rozmawiamy o skali archeologicznej, gdzie margines błędu rzędu 100 lat to wspaniała dokładność, przynajmniej jeśli mówimy o czasach najdawniejszych, a neolityczny KCSZ do takich należy) i mniej więcej równocześnie dają się zarejestrować zmiany.
Ponadto - warto pamiętać o tym, że takie kultury archeologiczne nie są wydzielane TYLKO na podstawie np. takich samych wzorców zdobienia naczyń. Łączy je znacznie więcej - od budowania takich samych domów, po podobny obrządek pogrzebowy (co sugeruje taką samą religię) po choćby model gospodarczy. Na mapce z linka Corded Ware jest przecięte pasem Globular Amphora - czyli tzw. kultury amfor kulistych, która, poza oczywiście flagowymi kulistymi amforami, odróżnia się od pozostałych też ewidentnie koczowniczym trybem życia i czymś na kształt kultu zwierząt hodowlanych (pochówki krów i koni obok ludzkich). A to już znacznie więcej, niż tylko motyw zdobniczy. Sama nazwa kultury niewiele znaczy - najczęściej pochodzi od najbardziej charakterystycznej cechy ( typu zabytku, motywu zdobniczego) albo od pierwszego stanowiska na którym daną kulturę wyróżniono (vide kultura wielbarska - od Wielbarku, dzisiaj będącego dzielnicą Malborka. Znajduje się tam jedno z największych i najbogatszych cmentarzysk z okresu wpływów rzymskich w Polsce).
Warto też dodać, że gdy mamy już pierwsze źródła pisane - czyli na początku naszej ery, gdzie pojawiają się pierwsze rzymskie opisy barbarzyńców z północy - nierzadko (ale nie zawsze) opisywane terytoria plemienne całkiem nieźle pokrywają się z granicami kultur archeologicznych. I to w stopniu, w którym dwa różne, sąsiadujące ze sobą plemiona germańskie daje się od siebie odróżnić w materiale archeologicznym.
Mimo wszystko, pamiętać trzeba, że kultura archeologiczna jest tworem współczesnym i po prostu porządkuje źródła archeologiczne. Nie odzwierciedla przeszłości, bo żaden człowiek z neolitu nie myślał sobie "Należę do kultury ceramiki sznurowej a mój lud zajmuje pół Europy".
Ponadto, kultury archeologiczne nie zawsze (a nawet rzadko) są monolityczne - często daje się wyróżnić całe szeregi lokalnych różnic i rozwiązań o małym zasięgu występowania, wpisujących się w większy wzorzec. Widać to bardzo ewidentnie np. w kulturze łużyckiej, którą dzisiaj już nawet mało kto chce tak nazywać, bo bardziej "trendy" jest dzielenie jej na coraz to drobniejsze jednostki lokalne, różniące się od siebie licznymi szczegółami np. w zdobnictwie, budownictwie, gospodarce, kamieniarstwie, metalurgii i czym tam jeszcze chcemy. Archeolodzy wprost uwielbiają liczyć proporcje najdrobniejszych szczegółów i wierz mi, że grup lokalnych kultury łużyckiej wyróżniono już dziesiątki.
Nawiązując jeszcze - gdyby wyróżniać kultury archeologiczne na podstawie tylko jednej przesłanki - można by dojść do wniosku, że we wczesnym średniowieczu południe Skandynawii było grubo skolonizowane przez Słowian. Bo Skandynawowie nie produkowali za bardzo własnych garów (po 1) nie za bardzo mieli do tego surowce, bo to dosyć nieurodzajna kraina, po 2) ciężka i delikatna ceramika tylko przeszkadza gdy nie prowadzi się ewidentnie osiadłego trybu życia). Całe południe Skandynawii jest wręcz usiane słowiańską ceramiką, która oczywiście najprawdopodobniej trafiała tam po prostu jako opakowanie produktów kupowanych przez Skandynawów na południu. Np. miodu.
Co do formacji tebańskich - tutaj się za dużo z Tobą nie pokłócę, ale chciałem tylko powiedzieć, że z tego co pamiętam z kursu ze starożytnej Grecji - prof. Okoń, dama która miała zaszczyt wykładać na USie jeszcze zanim ukończyła studia (co prawda w wyjątkowej sytuacji bo umarł jakiś wykładowca, ale zawsze), raczyła twierdzić, że bitwy na falangi pomiędzy greckimi państwami - miastami wyglądały właśnie bardziej jak mecze rugby, a ofiary były dosyć nieliczne - gdy doszło do zwarcia, oba szyki przepychały się wzajemnie, a który pękł pierwszy, ten przegrywał. Przegranych nikt nie ścigał ani po karkach nie rąbał.
Oczywiście mówię tu o klasycznych falangach, supremacja Teb to już okres tuż przed Filipem Macedońskim, z tego co pamiętam. A ten już się nie cackał.
Jeśli chodzi o manewr polegający na przyłożeniu mocy na jednym skrzydle kosztem osłabienia drugiego i celem szybkiego przełamania, otoczenia i rozbicia wroga - stosowali go z powodzeniem nie tylko Tebańczycy, ale zarówno Filip jak i Aleksander Macedońscy, Juliusz Cezar też, jeśli dobrze pamiętam, i niejeden wódz jeszcze długo, długo później.