Wypowiem się zapewne szerzej, jak wygrzebię z kieszeni nieco więcej czasu, ale póki co podzielę się swoim osobistym spostrzeżeniem dotyczącym serii Hitman.
Jakimś sposobem odnoszę wrażenie, że najlepszą grafikę miał Hitman 2: Silent Assassin. Jakiś taki idealny kompromis między możliwościami technicznymi, realizmem, a malowniczością (?). Możnaby zaryzykować stwierdzenie, że grafika w H2 jest zupełnym ulepszeniem względem H1, które już wtedy przyciągało uwagę jako twór cieszący oko. Nie mogę tego samego powiedzieć o H3 i kolejnych odsłonach. Mimo, że technologia poszła do przodu, twórcy poszli gdzieś... w bok. Pierwsze skrzypce już grają efekty (BLOOMBASTIC) i filtry - tak, jakby ktoś ci polecił zamiast popatrzeć na coś piękniejszego, spojrzeć na coś przeciętnego przez jego nowe superfantastyczne okulary, od których światło ci się rozmazuje, a deszczowa pogoda nienaturalnie ochładza barwy w całym twoim zasięgu wzroku. Jeśli chodzi o to drugie - ok, kwestia sporna, ostatecznie zawsze jakieś urozmaicenie, jak się tego nie jest świadomym, to buduje klimacik (Nevada i Kalifornia są pomarańczowe, Syberia jest niebieska, Nowy Jork jest szary, a Budapeszt brązowy). Jeśli chodzi o to pierwsze, to... no cóż, jak mam ujebane okulary, to mam tak bez grania w gry, żadna atrakcja - wręcz przeciwnie.
W Blood Money pojawiły się o wiele bardziej szczegółowe modele postaci, z twarzami włącznie. Chyba specjalnie, żeby to zaakcentować, prawie każdy ma mordę zmarszczoną jak buldog.
W H2 udało im się jakoś ten balans zachować, wizualnie gra jest czysta tam, gdzie ma być czysta i jest pobrudzona tam, gdzie ma być pobrudzona. Gdzie czyste/brudne można jakoś tam odnieść do cukierkowatość/fotorealizm.