- Zamknąć mordy! - burknął jeden ze strażników, uderzając żelazną rękawicą w bok wozu.
- Wszystko się zgadza - rzekł jeden z wartowników strzegących bramy, po przejrzeniu dokumentów, po czym zasalutował swojemu koledze - Niech żyje król!
- Niech żyje król!
Gdy brama stanęła już otworem, cały oddział ruszył naprzód. Przełęcz wyglądała dość przygnębiająco. Wysokie, kamienne ściany z obu stron ostatecznie zabiły jakiekolwiek myśli o ucieczce. Ziemia była zryta kołami wozów więziennych sugerując, że ostatnimi czasy często kursowały tędy konwoje. Ni dziwota, skoro teraz nawet za krzywe spojrzenie na urzędnika można było trafić pod barierę. Po chwili wóz gwałtownie się zatrzymał, a strażnicy zsiedli z koni i po kolei zaczęli ściągać skazańców. Sędzia wygładził swoją długą, żółtą szatę i ruszył przodem w kierunku miejsca zrzutu, reszta tuż za nim. Gdy pochód minął najbliższy zakręt, oczom więźniów ukazała się potężna konstrukcja z drewna obok której panowało niemałe poruszenie. Grupa ludzi właśnie rozładowywała swoje wozy, a następnie skrzynie z towarami były wsadzane na specjalną platformę. Wszyscy się szybko domyślili, że wkrótce ta platforma zostanie opuszczona przy pomocy jakiegoś zmyślnego mechanizmu na dół, do kolonii. Jednak uwagę szybko przykuło coś innego - do tej pory niezauważalna, magiczna bariera, wyłoniła się spośród mgły, gdy trzasnął piorun magicznego wyładowania. Na szczęście takie błyskawice strzelały tylko po powierzchni kopuły, więc nie było zagrożenia. A przynajmniej, z tego co słyszeli, nie było zagrożenia na zewnątrz. Gdyby ktoś spróbował zbliżyć się do bariery będąc w jej wnętrzu, dość szybko zostałby przerobiony na pieczyste z człowieka.
- Stać - rozkazał sędzia. Grupa czekała kilka chwil w milczeniu, aż skończył się załadunek i towary powędrowały na dół. Ciężko było zrozumieć zasady działania tego dźwigu, który pozwalał na opuszczanie platformy z ładunkiem, widać było jedynie kilkanaście kręcących się kół zębatych. Dopiero potem, strażnicy podprowadzili więźniów tuż pod urwisko. W dole było widać niewielkie jeziorko i małą grupkę ludzi czekających na dostawę. Mieli czerwone mundury, podobne do tych, które niegdyś nosili żołnierze królewscy w Khorinis - teraz w dużej mierze ubierali się w zbroje czarno-pomarańczowe.
- Ekhm. W imieniu jego wysokości, króla Rhobara II, Pana Varantu... skazuję Orvena z Vengardu na dożywotnią pracę w kopalniach rudy za kradzież, przemyt i morderstwa. Skazuję Soorena z Silden na dożywotnią pracę w kopalniach rudy za dezercję i zdradę ojczyzny. Skazuję Karla z Vengardu na dożywotnią pracę w kopalniach rudy za herezję i profanację zwłok. Skazuję Alvara z Silden na dożywotnią pracę w kopalniach rudy za morderstwa i kradzieże. Na mocy nadanego mi prawa, odbieram wam możliwość przedwczesnego zwolnienia za dobre sprawowanie. Resztę życia spędzicie pokutując za swoje przewiny, ku chwale najjaśniejszego Królestwa Myrthany. Niechaj Innos ma wasze dusze w opiece.
Po skończonym odczytaniu wyroku, strażnicy wyciągnęli miecze i przecięli więzy, którymi skrępowane były ręce skazańców. Następnie skierowali na nich ostrza, dając do zrozumienia, że jedyna droga prowadzi na dół. Aby jednak nie musieć czekać zbyt długo, aż więźniowie zbiorą się na odwagę, żołnierze synchronicznie popchnęli całą czwórkę. Mężczyźni poczuli tylko uderzenie w plecy, potem dziwne uczucie w żołądu podczas przechodzenia przez barierę i na koniec świst powietrza podczas spadania w dół. W jeziorze wylądowali niemal jednocześnie z głośnym pluskiem. Gdy tylko podnieśli głowy ponad powierzchnię wody, ujrzeli przyglądających się im ludzi w tych samych, czerwonych mundurach.
- Świeże mięsko - rzucił jeden z nich, uśmiechając się delikatnie. I nagle przypomniały się wszystkie opowieści o kanibalizmie więźniów. Na szczęście szybko odeszły w niepamięć.
- Dobra, ruszcie dupy i rozładujcie resztę towaru. Jak będziemy dłużej zwlekać to Gomez pomyśli, że coś podkradaliśmy - rzekł jeden z nich, najwyraźniej piastujący istotną pozycję, gdyż inni bez słowa ruszyli wykonać jego polecenie. Ten brunet z długimi wąsami podrapał się po głowie, po czym dokładnie obejrzał sobie dopiero co zrzuconych mężczyzn. - Nazywam się Diego. Jako, że jesteście tu nowi, to do mnie należy zajęcie się wami. No chyba, że nie chcecie moich rad, wtedy możecie zawrócić i podjąc próbę forsowania bariery. Jednakże nie polecam tego rozwiązania. To jak będzie?