Jak ty chcesz przekonać społeczeństwo, jak twoje argumenty nie są w stanie przekonać 5 osób na tym forum.
Ale wiesz, że w społeczeństwie jest też wielu ludzi z innymi poglądami niż te, które reprezentuje sobą "5 osób na tym forum"?
Już pomijam bzdury z wodzami naczelnymi, bo szkoda mi czasu na tego typu bzdury.
Czekaj pan, bo żeśmy się chyba nie zrozumieli. Ja na początku powiedziałem, że monarcha powinien mieć szerokie uprawnienia, jednak powinien być ograniczany przez konstytucję i pilnowany przez parlamentarzystów, żeby mu coś nie odbiło i nie zrobił z siebie żyjącego boga or smth. Potem ty stwierdziłeś, że szerokie uprawnienia i kontrola wojska (o której nic nie wspominałem, bo król absolutnie nie powinien wojska kontrolować bezpośrednio - to by faktycznie była wiecznie otwarta furtka do wprowadzenia dyktatury) to prosta droga do olewania konstytucji, bo co mu zrobią. Tak więc, chyba nasze toki rozumowania się minęły
Zagwarantuj mi, że będzie wychowywany w duchu patriotycznym czy jakimkolwiek innym, bo jak dla mnie olbrzymi wpływ będzie miało otoczenie, a w późniejszym etapie i tak wszystko zweryfikuje widzimisie przyszłego władcy.
Czyli że jak, w skład "otoczenia" nie wchodzi ani rodzina, ani szkoła, w których można pewne wartości promować?
Swoją drogą ciekawi mnie co rozumiesz przez słowo patriotyzm.
Postawa szacunku dla ojczyzny, gotowość do przedkładania spraw narodowych nad osobiste i ew. poświęceń, umiłowanie dla kultury, tradycji i historii narodu.
I dalej nie podałeś żadnego sensownego argumentu, który byłby zdolny przekonać kogokolwiek z IQ wyższym od pierwszej lepszej ameby, która poleci nawet na slogany Kukiza.
Użyłem w zacytowanym przez Cierbie zdaniu zwrotu "moim zdaniem", co zakłada, iż jest to moje zdanie, z którym nie musisz się zgadzać. Byłbym również zobowiązany, gdybyś swoją dezaprobatę wyrażał w jakiś mniej obraźliwy sposób, bo nie jesteśmy tutaj po to, żeby po sobie cisnąć, tylko żeby wymieniać się poglądami.
Król idiota jest nam tak samo potrzebny jak polityk idiota.
Pełna zgoda. Chcę tylko zauważyć, że jeśli kogoś od dzieciaka przygotowuje się do bycia głową państwa to jest większa szansa, że będzie się do tego zadania nadawał jak dorośnie, niż jak Prezydenta wybiorą obywatele "no bo taki przystojny" albo "no jaki spoko koleś" i się okaże, że w sumie to nigdy nie był zbyt ogarnięty i zarządzanie całym państwem kompletnie go przerasta.
Każdy system może być dobry, byle ludzie go tworzący byli ogarnięci.
I znowu zgoda. Po prostu patrząc wstecz, to w naszej historii bawienie się w demokrację nieczęsto wychodziło nam na dobre. W I RP wymachujemy szablami na Sejmach, handlujemy głosami, król bez zgody szlachty nie może nawet iść do kibla, brak zgody wśród rządzących i brak silnej jednostki, która mogłaby interweniować w chwili zagrożenia prowadził nieuchronnie do zagłady. Potem II RP, kilkakrotnie już wspominani NDcy i socjaliści, nawzajem wyzywający się od zdrajców na Sejmie, wysyłanie opozycji do obozu odosobnienia w Berezie Kartuskiej... no szału nie ma. Z kolei większość królów Polski zapisała się w dziejach raczej pozytywnie (nie mówię o tych ostatnich, elekcyjnych, bo oni byli mocno w kratkę, chociaż i tam zdarzały się perełki). I nie jestem jasnowidzem, by przewidzieć, czy teraz monarchia postawiłaby Rzeczpospolitą na nogi - takie po prostu odnoszę wrażenie, właśnie patrząc w przeszłość.
No i własnie, co robić z tymi synami którzy się nie załapią na stołek, bo król jest jeden?
Jak to "co robić"? To członkowie rodziny królewskiej są narzędziami, że coś trzeba z nimi robić? Mają reprezentować swój naród i wspierać króla, zapewniać przetrwanie dynastii (na wypadek, gdyby król umarł bezdzietnie) i takie tam. Odbiorą takie same wykształcenie by móc ten naród reprezentować godnie, a w razie potrzeby zastąpić zmarłego króla. Zawsze może się zdarzyć, że 20 letni władca zachoruje i umrze, albo że będzie miał wypadek samochodowy - w kolejce do tronu musi już wtedy stać kolejna, kompetentna osoba.
ciężko powiedzieć, bo po 17 września wszyscy równo spierdalali mimo wcześniejszych tekstów o nieoddawaniu choćby guzika
Szczerze? Bardzo dobrze, że spierdalali. Nie byli żołnierzami, a zostać i dać się zastrzelić to troszeczkę durnota by była.
problem polega na tym, że historia monarchii pokazuje że monarcha stoi głównie za interesami tych, którzy do władzy go wynieśli.
Dlatego nie promuję tutaj idei monarchii elekcyjnej, tylko dziedzicznej, gdzie co najwyżej pierwszego władcę trzeba by wynieść na tron, a pozostali przejmowaliby rządy na drodze dziedziczenia, ergo nie mieliby żadnych zobowiązań wobec ludzi, którzy ich wynieśli do władzy. Gdyby każdy kolejny król był wybierany to ten urząd dotknąłby identyczny problem, który dotyka Prezydenta - wywodziłby się z jakiegoś środowiska i był z nim wiecznie związany emocjonalnie. Nie o to chodzi.
akurat prezydent nawet u nas jest naczelnym wodzem ;p
W myśl art. 134 ust. 4 Konstytucji RP "Na czas wojny Prezydent Rzeczypospolitej, na wniosek Prezesa Rady Ministrów, mianuje Naczelnego Dowódcę Sił Zbrojnych. W tym samym trybie może on Naczelnego Dowódcę Sił Zbrojnych odwołać. Kompetencje Naczelnego Dowódcy Sił Zbrojnych i zasady jego podległości konstytucyjnym organom Rzeczypospolitej Polskiej określa ustawa."
W okresie pokoju Wojskiem Polskim dowodzi Szef Sztabu Generalnego. Ale w wielu historycznych monarchiach, typu carska Rosja, władca był też dowódcą armii, co mogło mieć zgubne skutki bo władca nie zawsze był uzdolnionym wodzem. Dlatego dowodzenie należy zostawić w rękach generałów co się na tym znają, a król (jeśli w dzieciństwie miałby odebrać naukę o wojskowości) może najwyżej doradzać, w ostateczności przejąć dowodzenie jeśli członkowie Naczelnego Dowództwa mieliby zginąć.
Płace w budżetówce są chujowe i jeśli następuje jakieś ustawianie
Ok, może i są chujowe, nie będę się kłócił. Co nie zmienia faktu, że z tego co słyszałem, obecnie nowe przepisy są produkowane w tempie 31-krotnie szybszym niż w stanie wojennym i aż 49-krotnie szybszym niż w epoce Gierka. Tylko w ciągu zeszłego roku w Polsce weszło w życie 2 tysiące nowych aktów prawnych. Liczyły one łącznie 26 tysięcy stron maszynopisu. W tym samym czasie Czesi wytworzyli 6 razy mniej przepisów, a Słowacy 8 razy mniej. Według GUS liczba urzędników w Polsce zbliża się do pół miliona (obecnie jest ich ok. 444 tysiące, w samorządach 260 tysięcy.) W 1989 liczba urzędników w całym kraju wynosiła 160 tysięcy osób. W całym sektorze publicznym pracuje ok. 3 miliony Polaków. Więc może i są chujowe pensje, ale biurokracja jakoś się rozrasta. Co ciekawe, jest to tendencja odwrotna do tej panującej w samej Unii Europejskiej, gdzie zlikwidowano w ostatnich latach 800 tysięcy miejsc pracy dla urzędników.
Co za tym idzie, rosną koszty utrzymania całego aparatu państwowego. Na administrację publiczną wydajemy ok. 21 mld złotych rocznie, na pensje i wynagrodzenia wszystkich osób zatrudnionych przez państwo ok. 93 mld złotych rocznie.
Aż się przypomina Dom, Który Czyni Szalonym
https://www.youtube.com/watch?v=ioktQPgoKNE