Przeczytałem jedną taką opinię w gazecie: PiS jeszcze sobie sporo porządzi, bo zjednuje sobie uboższych. W tym mnie, bo chyba też się do tej kategorii zaliczam. Mimo ich ataku na trójpodział władzy, psucia demokracji i wprowadzania autorytarnych rządów podobnych do tych w Białorusi, Węgrzech, Turcji.
Chodzi o to, że te pięćset złotych miesięcznie na dziecko, tanie mieszkania z plusem w nazwie (bo za 1300 zł netto miesięcznie trudno nawet wegetować na swoim), podwyższenie minimalnej krajowej o 20% w 2017 roku... wszystko to jest balsamem na nasze frustracje spowodowane tym, że płacimy europejskie ceny (przykłady mi bliskie: części komputerowe i vidya), zarabiając polskie stawki. Pod tym względem narracja odzyskiwania godności i podnoszenia się z kolan autentycznie, nieironicznie działa. Fajnie by było móc, pracując w naszym kraju, pozwolić sobie na tyle samo, co w innych krajach Okcydentu. (Teoretycznie też się do tego pierwszego świata zaliczamy. Osobiście jednak nieustannie odnoszę wrażenie, że pod względem rozwoju leżymy bardziej na pograniczu.)
Jeśli opozycja nie zaoferuje podobnych działań zorientowanych na poprawę jakości życia, nie wygra wyborów ani w następnej kadencji, ani w jeszcze kolejnej po niej. Do tej pory mieliśmy "zaciskanie pasa" tłumaczone rozbiorami, wojną, peerelem, okresem transformacji... Tymczasem internet (globalizacja, etc.) przybliżył nas tak bardzo do pierwszego świata, że całkiem wyraźnie widzimy, o ile lepiej jest za granicą.