Hej, wykopki, bracia-kuce, nie uwierzycie co mi się przytrafiło. Jako prawilny kuc studiuję na kucbudzie, ale nie chciałem być takim ciężarem dla mamełe i tatełe, jak większość z was, dlatego podjąłem się studiów zaocznych, a w zwykłe dni praca. Dodatkowo mieszkam w wiosce, gdzie kogut mówi dobranoc i dlatego muszę jeździć na kucbudę do Dużego Miasta. Biorę wtedy noclegi w takim schronisku młodzieżowym – wiecie, grzyb na ścianie, syf w kiblach, łupiny od cebuli rozsypane na korytarzach, pościel za dodatkową opłatą. Pokoje są trzyosobowe i zawsze mam zmieniających się, losowych lokatorów.
Jak co weekend wbijam zatem do schroniska, dostaję pokój i wchodzę do niego. Patrzę: jedno łóżko już zajęte, bo pościel rozgrzebana, a pod pościelą góra, jakby ktoś schował kilka plecaków ze stelażem. Drugie łóżko – też zajęte, siedzi se na nim gostek przy laptopie, z otwartym browarkiem, w podkoszulku i gaciach, na ramieniu ma wytatuowane serduszko z napisem „Wawa”. Zajmuję zatem trzecie łóżko i, jak zawsze, witam się z tymczasowym sublokatorem
>anon jestem
Gościu odwrócił głowę, uśmiechnął się i powiedział:
>a ja Przemek
Podaje mi rękę i nie wierzę własnym oczom, wykopki, to jeden z naszych guru Pan Poseł Przemysław Wipler. Zupełnie na luzie, jakby nigdy nie działał w polityce. Zauważył moje zakłopotanie:
>panie przemysławie, ale co pan tu robi, ale jak tak
>Co tam panie, jesteśmy na ty, hehe. Zgłosiłem się tu do kucbudy zaocznie, bo ze względu na elektorat chciałbym skończyć też taki kierunek.
To ja zaskoczony, ale z jeszcze większą sympatią, szczerzę bułę, mówię, że głosowałem na Korwina do europarlamentu, a on się uśmiecha, cieszy, że swój chłop, zapytał nawet czy na browarka nie reflektuję, ale ja sory, zajęcia od rana, on się śmieje, że na pierwsze zajęcia nie idzie. Widzę, że w laptopie gierka jakaś i pytam:
>a w co grasz
>Mass Effecta sobie raz jeszcze przechodzę, świetna giera No też w to grałem to jeszcze krótka rozmowa o serii ME, z obowiązkową rozkminą na temat zakończeń tej gry. Ale czas mija, a wiem, że rano muszę wstać, bo schronisko nie tak blisko kucbudy, więc przepraszam Przemka, mówię, że sory, że ja już idę spać.
>jasne, stary, dobranoc
Położyłem się, ale ciężko, bo Przemo twardo pocina w gierkę, komandor Szepard krzyczy, strzelaniny, wybuchy, bziu-bziu lasery, a Wipler żadnych słuchawek, jeszcze głośniki podłączył do lapka. To się w***wiam, chowam łeb pod poduszkę, chcę się odezwać, ale głupio mi, no bo to w końcu Wipler a nie pierwszy lepszy leszcz. Przewracam się z boku na bok, a Przemo krzyczy do monitora „Tej siły już nie powstrzymacie!” i na****dala Szepardem z lasera w lewo i w prawo. W desperacji myślałem czy nie iść spać na korytarz wśród suszących się skarpet i łupin cebuli, kiedy nagle wielka góra pościeli na drugim łóżku się podniosła. Okazało się, że pod nią cały czas spał europoseł KNP, Pan Stanisław Żółtek.
>K***a, nie wytrzymam tego dłużej! – ryknął na Wiplera, nie zauważając chyba mojej obecności – Zamknij tego j***nego laptopa!
>Pier**l się, grubasie – mruknął Wipler nie odwracając nawet głowy od monitora, jeszcze przygłaśniając głośniki.
Żółtek stanął nad Wiplerem i z całej siły sprzedał mu siarczystą lepę w kark. Panowie zaczęli się bić, zbili lampkę przy stoliku, rozlali browarka na podłogę, a ja nieśmiało prosiłem, żeby przestali. Wcale mnie nie słuchali. Żółtek był w samych gaciach i przypominał rozwścieczonego zawodnika sumo, tak też się zachowywał. Podniósł Wiplera i rzucił nim o ścianę, ale Przemo chyba miał doświadczenie z walk w sejmie i z policją, bo odbił się od ściany i wykorzystał to, by przywalić Żółtkowi głową w brzuch.
Żółtek zgiął się, ale został na placu boju. Obaj zaczęli na siebie krzyczeć, że mają immunitet i ręki na nich nie wolno podnieść. Zwarli się w bojowym uścisku, a laptop ciągle był włączony i na****dalał soundtrack z Mass Effecta.
Nagle usłyszałem za sobą znajomy głos:
>co się, tu k***a, wyprawia?!
Odwróciłem się, ale nie musiałem, bo już po głosie, który rozpozna każdy kuc o każdej porze dnia i nocy, wiedziałem, z kim mam do czynienia. Za mną stał sam Krul, Pan Janusz Korwin-Mikke w czarnym szlafroku ze złotymi naszywkami i monogramem J.K.M. i w takowych papuciach. Z każdej strony trzymał pod ręką młodą, pachnącą loszkę w samej bieliźnie (każdej dałbym 9/10).
Nie zastanawiając się wiele, padłem plackiem krzycząc „Krulu!” i żałując, że nie wziąłem „Vademecum ojca”, bo miałbym autograf i mógłbym opchnąć na allegro po 50 złotych. Wipler i Żółtek również przestali się bić. Wkurzony Korwin krzyczał:
>co wy, panowie, od****dalacie? Tak nie zachowuje się, k***a, konserwatywno-liberalny dżentelmen, dla którego wzorem są złote czasy Cywilizacji Europejskiej! Gdzie szpady, gdzie sekundant, gdzie pańskie zezwolenie? K***a, zostawić was samych na chwilę nie można! Jak mam walczyć z lewactwem i namawiać do konserwatywno-liberalnych poglądów – tu połaskotał wąsem jedną z loszek, a ta zachichotała – jak dajecie taki przykład kucowej młodzieży?
Obaj oskarżeni pokazali na siebie palcem, mówiąc
>aletoonzaczął
Ja wolałem milczeć, bo bałem się wp***dolu od jednego i drugiego.
Korwin zawołał:
>niech zdecyduje Niewidzialna Ręka Wolnego Rynku!
Wipler i Żółtek wyciągnęli prawą rękę. Korwin skinął na jedną z loszek, a ta postawiła stolik nocny między posłami. Posłowie przyklęknęli, położyli na stolik łokcie i zaczęli się siłować ku uciesze Krula. Mnie Krul kazał włączyć czasomierz w komórce, jak mu pokazałem swoją starą, otaśmowaną Nokię, to jęknął z politowaniem i dał mi swojego smarftona i z niego odpaliłem czasomierz. Myślałem, że załatwią to raz-dwa, ale pojedynek trwał bardzo długo. Tak długo, że aż brzask pojawił się za oknem. Wtedy Wipler jęknął i powoli opuścił rękę.
Żółtek triumfował.
>wygrałem, zwyciężyłem
Wipler bronił się:
>obejrzałem się czy laptop jeszcze działa, a ponadto pan Żółtek miał rękę z betonu
>to nie ma nic do rzeczy! – krzyknął europoseł
Obaj z wyczekiwaniem spojrzeli na Krula, który, podpierany przez loszki od dłuższego czasu pochrapywał.
>co, co, już koniec, jaki wynik, kucu?
Nie mogłem wykrztusić ani słowa, bo bałem się, że jak kogoś wskażę, to drugi mi spuści wp***ol. Poza tym nie wiedziałem, czemu mam mierzyć czas, więc pokazałem tylko smartfon z wynikiem, że niby obaj bili się długo i zasługują na uznanie.
>patrz ile wytrzymałem, jedyny twój poseł w sejmie – bronił się Wipler – a on ma betonową rękę. I tak długo wytrzymałem z tą jego betonową ręką.
Żółtek ze wstydem chował dłoń, była taka szara, faktycznie jak z betonu.
>Janusz, ja nic nie powiem, ja liczę na twoją lojalność i uczciwość
Korwin zakłopotany spuścił wzrok, widać, że miał twardy orzech do zgryzienia. Wipler patrzył mu w oczy i szeptał:
>betonowa ręka, armia kuców, nowe otwarcie
Żółtek stał z założonymi rękami i szeptał:
>stare, dobre czasy, znajoma ekipa, niezmienne zasady W końcu Korwin westchnął
>wygrał Wipler
Loszki pisnęły z radości i włożyły na Wiplera wieniec z kwiatów hawajskich (nie wiem skąd go wzięły).
Myślałem, że Żółtek wpadnie w furię, ale on już nic nie powiedział, spakował się w milczeniu wszystkich, ubrał i wyszedł, trzasnąwszy drzwiami. Janusz jakby chciał za nim zawołać, ale zawahał się i nic nie powiedział. Zapadło krótkie milczenie, Wipler uśmiechnął się do Janusza i wrócił do gry, a Krul powiedział, że idzie z loszkami do ich pokoju.
Tak pomyślałem, że głupio wyszło, taka kłótnia w partii, no ale przynajmniej położę się wreszcie do wyra. Ledwie dotknąłem poduszki zadzwonił mi budzik w telefonie, zakląłem, już trzeba wstawać, cała noc do tyłu.
>k***a, zaraz zajęcia
>mówiłem, że na pierwsze nie idę – odparł Przemek znów zagłębiając się w Mass Effecta.
Wyszedłem wk***iony, niewyspany, cały dzień zmęczyłem na paru kawach i cukierkach kopiko, a i tak ledwo ustałem na nogach. Wróciłem wyczerpany do schroniska myśląc czy Wipler da mi tym razem pospać.
A w schronisku portierka do mnie z pyskiem:
>co wy tam w pokoju robiliście, browar rozlany, lampka stłuczona, stolik wgnieciony, miliard razy mówiłam, czytać regulamin, głupie kuce, tyle strat, obciążę karą
>droga pani – odparłem – to zrobili moi koledzy z pokoju, nie mam z tym nic wspólnego
>obaj się już wymeldowali, a ja aż do trzynastej nie zaglądałam, bo wtedy sprzątam, ty zostałeś, ty płacisz, kucu, 300 zł i ciesz się, że pozwolę nocować
>proszę pani, za tą dwójkę odpowiedzialność brał pan Janusz Korwin-Mikke, który nocował w pokoju obok
>co ty mi za g*wno wciskasz, smarkaczu, pokój obok był dla kobiet, a to porządny ośrodek i każda płeć śpi osobno, przypominam regulamin, tu nie ma figlowania, patrz, tu zeszyt zameldowań, żadnego faceta tam nie było
Biegnę do pokoju Korwina, tam jakieś nowe loszki (słabe, dałbym 3/10 i 4/10), tamtych loszek ani Korwina ani śladu. Biegnę do swojego pokoju, faktycznie lampka nadal zbita, ale dwa łóżka puste. Za mną znowu portierka z krzykiem, że co, że kogo chcę nabrać, że płać frajerze
Co miałem zrobić? Zapłaciłem. Smutniejsze, wykopki było to, że właśnie stałem się świadkiem powolnego rozpadu partii. I nic nie zrobiłem, za co mi głupio. Ale na Żółtka, Wiplera i Korwina też się wkurzyłem. Jak już partia się rozpadła, napisałem do jednej i drugiej z prośbą o wysłanie mi 300 zł za koszty, ale żadnej odpowiedzi nie było.
Miałem jeszcze telefon Korwina, bo zapomniał go wziąć, wybrałem numery posłów, ale jak słyszeli mój głos, natychmiast rzucali słuchawką. Nie zobaczyłem ich już na żadnym zjeździe zaocznym. Wk***iłem się w końcu i sprzedałem smarftona Korwina w lombardzie, za śmieszne pieniądze, bo jak mówiłem prawdę, że to Korwina, to kazali w lombardzie sp***dalać, a jak mówiłem „nie mogę powiedzieć skąd mam telefon” to w końcu któryś się zlitował i dał mi 184 złote i 14 groszy.
Drogie wykopki, ta przygoda zniechęciła mnie do sceny konserwatywno-liberalnej w Polsce. W najbliższych wyborach zamierzam zagłosować na Magdalenę Ogórek, bo też ją znam ze studiów zaocznych na tej kucbudzie, nawet nocuje w tym samym schronisku, ale nie robi żadnych ściem, nie hałasuje po nocach ani nie przeszkadza innym spać. Raz dałem jej nawet swoje notatki i pięknie się do mnie uśmiechnęła, myślę, że może z tego coś być, choć koledzy mówią, że to typowy friendzone.
Wcale się nie zdziwię, jeśli tak właśnie wyglądał rozpad partii. :)