Kiedyś w internecie widziałem jeszcze pomysł, że nowa gra z serii mogłaby się rozgrywać w czasie Wojny Pierwszego Kontaktu. Pewnie ciekawie byłoby zobaczyć jak cała przygoda ludzi w społeczności galaktycznej zaczęła, jak byliśmy na etapie "już jesteśmy w kosmosie ale wciąż nie wiemy, co czeka za rogiem". Niestety, podobnie jak w przypadku Protean i Żniwiarzy, znamy zakończenie tej historii. Po tym, jak wszyscy gracze dobrze już znają rasy zamieszkujące galaktykę, nikogo nie podjarałaby możliwość wprowadzenia nowego bohatera w to "nieznane", kosmiczne społeczeństwo.popraw mnie jak palnę głupotę bo uniwersum ME znam o tyle o ile, ale tu po pierwsze byłby problem wyboru "kanonicznego zakończenia", a po drugie zdaje się w każdym Sheppard doprowadza do uwięzienia floty sprzymierzonych w układzie słonecznym bez możliwości opuszczenia go, co chyba tworzyłoby zbyt mroczne tło dla kolejnej trylogi :d
Granie Proteaninem na pewno byłoby ciekawe, ale znane jest zakończenie ich historii. Żeby kogoś taka gra przyciągnęła na dłużej, musiałaby się rozgrywać na długo przed inwazją kałamarnic. Ale tu z kolei pojawia się taki problem, że tworzenie gry sc-fi w której nie ma ludzi to duża innowacja, na którą pewnie długo nikt się nie porwie.ojtam, seks kałamarnic mógłby tu być elementem decydującym o wyborze tego wariantu, BW w końcu lubi poszerzać granice. Wyłamanie się ze schematu też by przeszło, w końcu w ME byli już pozornie źli towarzysze ;p
Gra jako ośmiornica? Samo granie "tym złym" zawsze jest w cenie, ale w tym wyjątkowym wypadku główni antagoniści nie mają rozterek miłosnych (nigdy nie chciałbym oglądać żniwiarczego seksu, serio), dylematów moralnych (ich pogląd na całą sprawę żniw jest raczej oczywisty, a motyw z "tym jednym" który wyłamał się ze schematu i zrozumiał, że jest zły trochę cuchnie naciąganiem) ani nie bawią się w strzelanie do butelek (to prawdopodobnie ich największa wada). Średnio też mogą umrzeć, a gra z wieczystym god modem raczej nie byłaby ciekawa.
Zostaje więc prequel, niczym w gwiezdnych wojnach ^^'Wojna Pierwszego Kontaktu wydarzyła się przed historią znaną z trylogii - to wtedy ludzie po raz pierwszy napotkali inną galaktyczną cywilizację (turian konkretnie rzecz ujmując, i od razu zaczęliśmy się z nimi tłuc). I dobrze znane jest zakończenie tej wojny (turianie podbili jedną ludzką kolonię, ale miesiąc później flota Przymierza ją odzyskała. Wtedy Rada Cytadeli interweniowała, żeby nie doszło do wojny na pełną skalę, i zaprosiła ludzi do galaktycznej wspólnoty), więc jej rozgrywanie nie byłoby takie ciekawe.
ojtam, seks kałamarnic mógłby tu być elementem decydującym o wyborze tego wariantu, BW w końcu lubi poszerzać graniceNigdy bym się chyba nie odważył związać na poważnie z jakąś dziewczyną po obejrzeniu takich scen, bo bym się zastanawiał, czy w kluczowym momencie nie wylezą jej na wierzch zmechanizowane macki i pieprznie mnie laserem :D
ale tak serio mogłoby to być ciekawe, na przykład cała mechanika korumpowania bohaterów galaktyki i "wnikania" w ich ciała by mieszać na planetach, wielkie bitwy gdzie mackami nizszczymy całe flotyA ten pomysł z indoktrynacją ciekawy akurat. Niczym w Beyond Two Souls moglibyśmy obserwować otoczenie Obiektu X, czytać jego myśli jak w Murdered, wpływać na otoczenie, powoli doprowadzać go do szaleństwa subtelnymi podszeptami tak, by zrobił co chcemy, a potem za jego pomocą całe cywilizacje prowadzić na ścieżkę współpracy ze Żniwiarzami. Gdyby to było ciekawie zrobione to zagrałbym bez wahania. Ale chyba musieliby jednać trochę nagiąć zasady uniwersum i osłabić samego Żniwiarza, by w czasie tych wielkich bitew mógł jednak zginąć po otrzymaniu siermiężnych obrażeń. Jak powiedziałem - wieczysty god mode szybko by znudził.
Sequel może mieć miejsce chyba tylko w przypadku wybrania zniszczenia żniwiarzy, bo to pozwala na wprowadzenie konfliktów w przyszłości.W sumie prawda. Synteza prawdopodobnie uniemożliwiłaby walkę między sobą (bo osiągnąwszy najwyższy stopień ewolucji z pewnością mieszkańcy galaktyki zauważyli, że wojna z chciwości i zawiści jest zła, a nowy najeźdźca galaktyki raczej by sobie nie poradził z obstawą Żniwiarzy), chociaż zakończenie z podporządkowaniem kałamarnic daje możliwość stworzenia konfliktu, w którym każda z frakcji kontroluje część maszyn i rzuca je na siebie nawzajem. A może Shepard jako nowy mastermind także doszedłby do zimno-logicznego wniosku, że życie organicznie jest niedoskonałe i trzeba je skosić?
Nawet w przypadku znajomości zakończenia prequel może być niezły,Jasne. Wszystko zależy od gustu, bo niektórzy mogą nie dostrzec sensu grania w coś, czego finał jest oczywisty.
Pragnę zaznaczyć że w tym DLC flota sprzymierzona jest WYCOFYWANA chwile przed podłączeniem Tygla, także nie utknęła w US.Też prawda, ale... z jednej strony nie wiadomo, czy ta okręty sprzymierzonych zwiały za przekaźnik, czy może po prostu odskoczyły trochę od Tygla (skoro skakały w nadświetlną z orbity okołoziemskiej, to miały dość daleko do przekaźnika Charona. Zawsze w ME żeby skoczyć przez przekaźnik trzeba było podlecieć bardzo blisko) żeby nie oberwać pierwszą falą uderzeniową. Ale gdyby faktycznie uciekły z Układu Słonecznego... wydaje mi się, że w pośpiechu uciekali w różnych kierunkach. Jeśli tak, to mogło ich w ogóle porozrzucać po okolicznych systemach.
Fajnie byłby gdyby rozwinęli wątek Lewiatanów, ciekawa i irygująca rasa.Właśnie sobie wyobraziłem grę w stylu Black&White, w której sterujemy Lewiatanem i podróżujemy przez wszechświat w poszukiwaniu cywilizacji, które sobie podporządkowujemy i dbamy o ich rozwój, bronimy ich przed syntetykami, których sami tworzą itd.. Według opowieści Lewiatana z DLC tak właśnie sobie egzystowali przed stworzeniem masterminda pierwszego.
Zasadniczo każde podstawowe zakończenie prowadziło do uwięzienia floty. Fanom zabrakło maści na ból dupy i wprowadzono rozszerzenie zakończenia gdzie odbudowano przekaźniki.ból dupy jak ból dupy, ale to co dali faktycznie było jedną wielką dziurą na dziurze bez specjalnego sensu. Żart polega tylko na tym, że powstał milion fantastycznych teorii z dowodami o indoktrynacji, a na koniec okazało się, że to tylko **ujowy scenariusz a nie wycięta indoktrynacja, bo jedyne co dodano, to więcej bezsensownych pierdółek :D
Wiesz, meli sporo czasu nim Shep dogadał się z Człowiekiem Iluzją, space-kidem i wybrał ścieżkę,A to nie było tak, że flota się wycofała gdy Tygiel już zaczynał strzelać?
Ale dalej nie potrafię sobie wyobrazić sequela, czy czegokolwiek dziejącego się po.Tak jak mówiłem, do tej galaktyki można wcisnąć ogromną ilość nowych ras i cywilizacji, które po prostu egzystowały sobie w nieodkrytych układach. Raknii i ludzi też nikt się nie spodziewał, a tu nagle PYK i wyskakują przez przekaźnik prosto pod nosem Cytadeli.
Żart polega tylko na tym, że powstał milion fantastycznych teorii z dowodami o indoktrynacjiPowiem ci, że ta teoria indoktrynacji miała kilka ciekawych argumentów i nawet przez chwilę zastanawiałem się, czy może jej głosiciele nie mają racji. W końcu, skoro Żniwiarze dali radę przeciągnąć na swoją stronę osobę tak silną, idealistyczną i charyzmatyczną jak Człowiek Iluzja, to czemu nie mogliby zrobić tego samego z Shepardem? Komandor był bardzo blisko Suwerena, kręcił się po bazie Zbieraczy pełnej technologii Żniwiarzy... damn, nawet łaził po pokładzie uszkodzonej kałamarnicy. Było wiele okazji, żeby zacząć proces indoktrynacji. Ale wątpliwości rozwiały się wraz z wiadomością o nadchodzącym DLC poprawiającym zakończenie.
więcej info o pochodzeniu żniwiarzy czy ich twórców.Pochodzenie Żniwiarzy zostało chyba już w pełni wyjaśnione. Ale Lewiatani faktycznie, mogliby np. wyjść z ukrycia po pokonaniu głównego zagrożenia i stać się kolejną potężną frakcją w galaktyce.
Powiem ci, że ta teoria indoktrynacji miała kilka ciekawych argumentów i nawet przez chwilę zastanawiałem się, czy może jej głosiciele nie mają racji. W końcu, skoro Żniwiarze dali radę przeciągnąć na swoją stronę osobę tak silną, idealistyczną i charyzmatyczną jak Człowiek Iluzja, to czemu nie mogliby zrobić tego samego z Shepardem? Komandor był bardzo blisko Suwerena, kręcił się po bazie Zbieraczy pełnej technologii Żniwiarzy... damn, nawet łaził po pokładzie uszkodzonej kałamarnicy. Było wiele okazji, żeby zacząć proces indoktrynacji. Ale wątpliwości rozwiały się wraz z wiadomością o nadchodzącym DLC poprawiającym zakończenie.Dla mnie te argumenty wyglądały jak tanie naciąganie wszystkiego pod z góry postawioną tezę, "bo bioware nie mogło przecież odwalić takiej chały i w tym wszystkim musi być drugie dno". Tylko że to całe chciejstwo wykładało się na ryj właśnie z tego powodu, że grę robiło bioware, co w zasadzie skreśla z góry istnienie czegoś takiego jak jakieś dalsze dna. A jak dodać do tego osobowość zadufanej w sobie scenarzystki co wszystko wie najlepiej bo inni jej zazdroszczą posiadania pizdy to masz już kompletny obrazek.
Czy te zjebane płatne DLCki do ME2 są warte funta kłaków?Tylko Lair of the Shadow Broker i ewentualnie można się zastanowić nad Overlord, oczywiście i tak trzeba w chooj przepłacić, więc odpowiadając na pytanie nie, jeżeli nie jesteś fanem, a nie jesteś. :p
dodają 2 towarzyszy, dwie serie q i, hehe prolog do ME3. :VGówno a nie profituje, bo Kasumi pomaga nam przy minimisji z Widmem? I na kiego grzyba nam kolejni sojusznicy jakich można pozyskać, jak nie robią żadnej różnicy.
W sumie, w ME3 wykonanie tych dlcków profituje całkiem fajnie. :)
No i q lojalnościowy dla złodzieja jest fajny. ^^
tbh wątpię, bo zamieniłoby to grę w RTSaPodejdź do tego jak do ulepszania Normandii na skalę galaktyczną :P Z tego, co zrozumiałem, byłby to po prostu bardziej rozbudowany mechanizm z serii AC, gdzie odnawialiśmy budynki i wysyłaliśmy statki na misje. W Asasynach nikogo specjalnie nie raziło, że w przerwach między szlachtowaniem kolejnych niemilców zajmujemy się rozwijaniem naszego finansowego imperium - wydaje mi się, że w Andromedzie taki system dawałby przyjemne wrażenie, że nie jesteśmy tylko tępym siepaczem, który ma wyrżnąć wszystko, co nas nie lubi, ale że faktycznie kładziemy podwalinę pod nowy dom dla ludzkości.
No i dalej rozwala mnie "genofagium", którego nazwa implikuje, jakoby nie kontrolowało to reprodukcji Krogan, a raczej zmieniało ich upodobania seksualne.Co po części jest prawdą - to chyba genofagium skłoniło wielu krogan do szukania sobie partnerek wśród innych gatunków (głównie asari, z głowy pamiętam teraz z ME2 na Illium jedną asari do której zalecał się kroganin i jedną która opowiadała, że jej ojciec był kroganinem + z ME3 asari-sprzedawczyni na Cytadeli, której mąż był kroganinem i zginął walcząc z raknii), bo samice na Tuchance prawdopodobnie nigdy nie zdołałyby urodzić żywego dziecka.
ME3 asari-sprzedawczyni na Cytadeli, której mąż był kroganinem i zginął walcząc z rakniito ta sama asari co
ME2 na Illium jedną asari do której zalecał się kroganinKroganin nazywał ją różą z illium i był poetą. :V
1 dziecko na 1000 przeżywało.No. W Mass Effect 2 i 3 niektórzy kroganie wspominają, że są zbyt mali i słabi, by zdobyć uznanie kobiet, więc po pierwsze wielu krogan nigdy nie zdobyłoby względów samicy, która ze względów czysto pragmatycznych musiała wybierać tych potężniejszych mężczyzn mając nadzieję, że ich geny bedą wystarczająco silne, by dziecko przeżyło - a i tak większość dzieci rodziła się martwa. Ergo, szukanie partnerek z innych gatunków było konieczne dla wielu krogan, którzy chcieli być ojcami. No i na ich korzyść działał fakt, że dla kobiet z innych gatunków zapewne nawet niezbyt wyrośnięty jak na standardy swego gatunku kroganin to potężny kawał chłopa :D
kroganie często byli w związkach z asari.A wynika to z tego, że tylko z asari mogli mieć dzieci. :p
No i tylko asari żyją równie długo jak kroganie, o ile przeżyli życie najemnikaFakt. Ta asari barmanka na Illium wspominała, że jej ojciec walczył w Wojnach Raknii oraz Rebeliach Krogańskich i krótko po nich poznał jej matkę.
Co po części jest prawdą - to chyba genofagium skłoniło wielu krogan do szukania sobie partnerek wśród innych gatunków (głównie asari, z głowy pamiętam teraz z ME2 na Illium jedną asari do której zalecał się kroganin i jedną która opowiadała, że jej ojciec był kroganinem + z ME3 asari-sprzedawczyni na Cytadeli, której mąż był kroganinem i zginął walcząc z raknii), bo samice na Tuchance prawdopodobnie nigdy nie zdołałyby urodzić żywego dziecka.
Nie za bardzo podchwyciłeś temat, nie? :XNie :D
A to zbieranie resourców z planet jest nudne jak flaki w oleju, więc ograniczam się tylko do bogatych i bardzo bogatych złóż.Chyba jestem jedyną osobą, która nigdy nie narzekała na zbieranie surowców w ME2 :C
Chyba jestem jedyną osobą, która nigdy nie narzekała na zbieranie surowców w ME2 :C
Po 5k surowców. No mało, biorąc pod uwage, że takie useless centrum medyczn to 50k platyny/paladium (nie pamietam które).
Pewnie dlatego, że importowanie zapisu z ME1 daje na start sporo surowca wszelakiego, a potem doszukiwanie sobie dodatkowych zasobów na bogatych i bardzo bogatych planetach to raczej chwila na relaks między szczelaninami.
Po 5k surowców.Jak się przeszło ME1 dwa razy, importując postać z pierwszej rozgrywki, to dostawało się więcej. Zawsze jakoś mi się tak udawało, że dopiero po jakimś czasie odczuwałem brak surowców. Może dlatego, że skanowałem sobie po jedną-dwie planety tak przy okazji, wlatując do każdego systemu, żeby potem nie musieć godzinę tyrać za platyną or smth, jakoś to działało.
Dollan, mówiąc o tym frajerze z Feros miałeś na myśli...
[........] Dało się go spokojnie "uratować" grając za pierwszym razem. Po prostu każdy możliwy punkt wydajesz tylko na paragona/renegata i do momentu spotkania konsekwentnie korzystasz jedynie np. z niebieskich opcji dialogowych. Wiem, bo raz mi się to udało grając od zera.
W ogóle olewałem większość zadań pobocznych, bo nie ma co ukrywać - w jedynce były boleśnie topornymi planetami tworzonymi na zasadzie kopiuj-wklej. W każdym zakątku jebanej galaktyki dokładnie takie same wieżyczki rakietowe, takie same korytarze i takie same kilometry pustkowia...a to z kolei mój problem z grami AAA reklamującymi się otwartym światem
..a to z kolei mój problem z grami AAA reklamującymi się otwartym światemCzasami otwarty świat jest dobrze zrealizowany, no ale tutaj nie był :P I nawet misje, które miały potencjał na bycie ciekawymi, jak ta ze zbuntowaną SI na Księżycu umierały w moich oczach, no bo kurdebele przebijanie się przez tuzin takich samych korytarzy i strzelanie do tuzinów takich samych wrogów stojących na środku korytarza i dosłownie zalewających gracza ogniem zaporowym jak tylko wychylił nos, było frustrujące.
miarę przyjemnymi etapami strzelaniaAkurat w ME1 strzelanie było najsłabsze w całej serii. Nie wygrywał tam twój refleks ani spostrzegawczość, tylko to czy miałeś pancerz z takim a nie innym bonusem, albo czy przed walką przerzuciłeś tonę złomu w ekwipunku i znalazłeś trochę lepszy karabin.
Postacie były ciekawe, historia też, więc w naturalny sposób byłem ciekaw co tym razem mają do powiedzenia.Gdzie? Które? W jakiej grze?
W ogóle olewałem większość zadań pobocznych, bo nie ma co ukrywać - w jedynce były boleśnie topornymi planetami tworzonymi na zasadzie kopiuj-wklej. W każdym zakątku jebanej galaktyki dokładnie takie same wieżyczki rakietowe, takie same korytarze i takie same kilometry pustkowia.
I nawet misje, które miały potencjał na bycie ciekawymi, jak ta ze zbuntowaną SI na Księżycu umierały w moich oczach, no bo kurdebele przebijanie się przez tuzin takich samych korytarzy i strzelanie do tuzinów takich samych wrogów stojących na środku korytarza i dosłownie zalewających gracza ogniem zaporowym jak tylko wychylił nos, było frustrujące.
Gdzie? Które? W jakiej grze?W ME2 to chyba tylko Grunta, Jacoba i tej asari egzekutorski (Samanthy? Samary? Tak bardzo gardzę jej pseudo-samurajstwem, że aż nie pamiętam jej imienia) niespecjalnie lubiłem, reszta była jak najbardziej porządnymi towarzyszami. W trójce z kompanów kulał chyba tylko James. No ale o gustach się nie dyskutuje, jak dla mnie ME2 było ogromnym, pozytywnym krokiem naprzód względem jedynki :P
W moim mniemaniu, błogosławieni są Ci, którzy grając w grę, potrafią powstrzymać się przed robieniem większości zadań pobocznych.no właśnie ja nigdy nie umiałem i dlatego mnie potem zęby bolą jak widzę tone questów robionych na odwal się. Nie mówiąc już o casualach którzy robią niewiele ponad główny wątek (choć i tego czasem nie kończą) a potem opowiadają jaki to cudowny pod każdym względem tytuł. Anyway, back to ME:
No to powiem ci, teraz mnie zaskoczyłeś. Ja absolutnie nigdy nie miałem problemu z dialogami w trylogii. Postacie były ciekawe, historia też, więc w naturalny sposób byłem ciekaw co tym razem mają do powiedzenia. Nigdy też dialogi nie wydawały mi się nudne.powiem tak - strzelanie w ME2 może obiektywnie było lepsze i ciekawsze, ale ulepszoną mechanikę niwelował w moich oczach fakt konieczności wysłuchiwana jak shepard znowu po dwóch minutach wygłasza kazanie. Nawet jeśli ME1 miało gorszą mechanikę, to przyjemniej się w nie pykało, bo można było pobiegać i postrzelać bez "przeszkadzaczy".
(...)
Akurat w ME1 strzelanie było najsłabsze w całej serii. Nie wygrywał tam twój refleks ani spostrzegawczość, tylko to czy miałeś pancerz z takim a nie innym bonusem, albo czy przed walką przerzuciłeś tonę złomu w ekwipunku i znalazłeś trochę lepszy karabin.
Anyway, przypomniałem sobie moim zdaniem jedyny NAPRAWDĘ dobry moment w ME2.Kiepsko jest to rozegrane, bo Shepard i cała ekipa nagle wsiadają do promu ch....j wie po co, lecą na jakąś arcyważną misję, o której nie ma najmniejszej wzmianki, EDI tylko coś pierdzieli. Sam motyw z porwaniem jest fajny, ale niedopracowany. No i Joker najszybszy biegacz galaktyki. :D
I jest to pułapka Collectorów i wjazd na Normandię. Pomijając że to na dobrą sprawę bieganie po skryptowanej cutscence, to jednak zdecydowanie memorable.
Wydaje mi się, że bycie klonem z probówki, który od początku miał być idealnym następcą porąbanego krezusa jest wystarczająco dramatyczne, obejdzie się bez placówki badawczej Cerberusa :P Zwłaszcza, że ona sama jakoś nie wygląda na szczególnie szczęśliwą z tego powodu, że jest we wszystkim doskonała. Zawsze miałem wrażenie, że podchodzi do swoich zdolności raczej jak do przekleństwa, które czasami może się przydać, niż do błogosławieństwa.
A sam wątek placówki Cerberusa, pomimo tego jak przedstawiała ją Jack, był takim samym elementem działalności Cerberusa jak cała reszta. Robią wszystko, co według nich może przynieść ludzkości korzyść, bez względu na czy będą naganne moralnie ich metody. Gdyby badania odniosły sukces to mogliby opracować nowe implanty biotyczne dla ludzi i dać im przewagę nad innymi rasami. Nie wspominając już o tym, że po przeprowadzeniu tylu okrutnych eksperymentów na dzieciach mogli mieć całkiem niezłe doświadczenie nt. wpływu biotyki na rozwój ludzkiego ciała czy coś.Problem z Cerberusem jest taki, że po jedynce (szczególnie jeśli weźmiesz background Sole Survivor) scenarzyści powinni go chociaż trochę zrehabilitować w oczach gracza, jeśli chcą, żeby ich zdrada w ME3 była jakimkolwiek zaskoczeniem. A poza projektami bezpośrednio związanymi z Shepardem (Lazarus, Normandia), ich troska o ludzkość tak naprawdę nie jest pokazana.
zacząłem się zastanawiać nad Mirandą i jej rolą w świecie ME2.(http://img.memecdn.com/ass-effect_fb_1832467.jpg)
jej ojca widzimy dopiero w trójceAle jego "wpływy" widzimy już w dwójce. Rozumiem, że pierwszy świat w realiach ME ma trochę inne problemy, niż dzisiaj, ale wciąż - starcie z bandą krwiożerczych najemników, którzy chcą porwać twoją siostrę a przy okazji nie zawahają się przed podziurawieniem twojego idealnego tyłka, i to nasłanych przez, jakby nie patrzeć, twojego ojca nie jest zbyt przyjemne :D
Shepard znajduje się w trochę podobnej sytuacjiShepard ma przynajmniej normalne wspomnienia o rodzinie (co prawda tylko jeśli miał backstory, że pochodził ze stacji kosmicznych, ale i tak zawsze wydawało mi się, że jest to najbardziej "kanoniczny" wybór, bo jakoś sensownie uzasadnia początki niezwykłości protagonisty. Wiem, że pierwotny John Shepard ma pochodzenie "Ziemia", ale nigdy nie miało to dla mnie zbytniego sensu), a Miranda nigdy nie miała matki, ojciec tak naprawdę nie jest ojcem, a jej siostra jest w ciągłym niebezpieczeństwie.
ich troska o ludzkość tak naprawdę nie jest pokazana.No oprócz tej placówki badawczej, w której eksperymentowali z biotyką na dzieciach był jeszcze projekt Nadzorca (i Podniesienie, jeśli bierzemy pod uwagę nie-gry. No ale przyjmijmy, że nie bierzemy). Jak dodasz do tego projekt Łazarz i cały ten ambaras z ratowaniem kolonii przez Zbieraczami to już masz kilka operacji, które wymagały mnóstwa zasobów i ludzi do przeprowadzenia. Te dwa pierwsze były zdecydowanie wątpliwe moralnie, ale ulepszone implanty biotyczne i możliwość kontrolowania gethów to chyba oczywiste profity dla ludzkości :P
Shepard ma przynajmniej normalne wspomnienia o rodzinie (co prawda tylko jeśli miał backstory, że pochodził ze stacji kosmicznych, ale i tak zawsze wydawało mi się, że jest to najbardziej "kanoniczny" wybór, bo jakoś sensownie uzasadnia początki niezwykłości protagonisty.Hehe, ja wybrałem Eartborn/Sole Survivor - mój Shepard był straumatyzowany jeszcze przed Reaperami. :D
No oprócz tej placówki badawczej, w której eksperymentowali z biotyką na dzieciach był jeszcze projekt Nadzorca (i Podniesienie, jeśli bierzemy pod uwagę nie-gry. No ale przyjmijmy, że nie bierzemy). Jak dodasz do tego projekt Łazarz i cały ten ambaras z ratowaniem kolonii przez Zbieraczami to już masz kilka operacji, które wymagały mnóstwa zasobów i ludzi do przeprowadzenia. Te dwa pierwsze były zdecydowanie wątpliwe moralnie, ale ulepszone implanty biotyczne i możliwość kontrolowania gethów to chyba oczywiste profity dla ludzkości :PProblem polega na tym, że nigdy nie widzisz pozytywnych efektów pracy Cerberusa poza Shepardem, ale to jest tylko jeden projekt z kilkunastu, które przewijają się w ME1 i ME2. Widzisz za to masę ofiar w ludziach, okrucieństwo itd. Gdyby pokazali chociaż jednego cywila, którego ocaliły eksperymenty Cerberusa, dużo łatwiej byłoby kupić tą wizję, że oni tak naprawdę starają się pomóc ludzkości.
Problem polega na tym, że nigdy nie widzisz pozytywnych efektów pracy Cerberusa poza ShepardemNo trochę tak.
porównanie Ziemi z opisów w codexie z Ziemią z trójki to było straszne rozczarowanie.Planeta będąca w danej chwili pod ostrzałem starożytnej rasy niezniszczalnych robotów faktycznie może trochę nie przypominać kwitnącego świata przechodzącego Złoty Wiek, do którego spływa bogactwo zasobów z kolonii i placówek handlowych :P
Pozostałe projekty dawały dupy bo prędzej czy później ktoś wpadał na jakiś świetny pomysł (albo na niego nie wpadał, jak na przykład na pomysł zamontowania jakichś barier biotycznych, które mogłyby unieszkodliwić ew. bunt w placówce badawczej). Shepard na świetne pomysły nie wpadał i dlatego mu się udało. Cerberus jest trochę zbyt narowisty w sytuacjach, kiedy należałoby spokojnie posiedzieć i poczekać w bezpiecznym biurze na efekty badań, zamiast, no nie wiem... podpinać swojego brata do wspólnej świadomości gethów, taki zupełnie abstrakcyjny przykład :DMoże najlepszych ludzi posłali do Łazarza, a do reszty zostali tylko stażyści. :P
Planeta będąca w danej chwili pod ostrzałem starożytnej rasy niezniszczalnych robotów faktycznie może trochę nie przypominać kwitnącego świata przechodzącego Złoty Wiek, do którego spływa bogactwo zasobów z kolonii i placówek handlowych :PChodziło mi bardziej o to, że czytając o megametropoliach, drapaczach chmur, zmianach klimatycznych i gangach grasujących po ślepych zaułkach, wyobrażałem sobie bardziej coś takiego (http://y1.ifengimg.com/f04c9b92453d105f/2013/0921/xes_0f3d450c8d212154d797c70dc6bd58b1.jpg), niż Cytadelę-bis (http://www.look.com.ua/large/201210/55982.jpg).
Mnie najbardziej rozwala fakt zdrady tego Wilsona, na początku ME2. Dopiero na wiki przeczytałem, że to przez to, że pracował dla Shadow Brokera. Ok.Lol, nigdy tego nie wiedziałem. Po co SB miałby zabijać Sheparda w tym momencie?
- Potwierdzono, że nasz protagonista to niejaki/niejaka Ryder (dużą rolę w historii odegra także jego/jej rodzina). Podobnie jak w poprzedniczkach będziemy mogli nieco podumać urodą podopiecznego, ale nie dane nam będzie zmienić rasy. Ma to sens, bo fabuła obraca się wokół ludzkiego statku, jaki opuszcza drogę mleczną, by znaleźć nową planetę, na jaką mogłaby się przenieść ludzkość.
- Świeżak nie będzie miał doświadczenia ani autorytetu Sheparda, a do swojego zespołu włączy podobnych sobie podlotków (z pewnością jedną Asari i jednego Kroganina). Siłą rzeczy nie do końca ma też rozumieć rządzące obcym światem reguły ("obcym", bo też - przypomnijmy - niezamieszkanym przez naszą rasę). Mało tego - wyprawimy się w tę rzeczywistość samotnie. Historia ma być "bardziej osobista". Jak tłumaczy Walters: poprzednie części były niejako obudowane wokół Sheparda, Anromeda ma ambicję zerwać z tą tradycją, choć przedstawiony w niej konflikt będzie miał swój ciężar.
- Finał ME3 wpłynął na kształt wszechświata, a choć oba tytuły mają być w jakiś sposób powiązane, gracze nieobeznani z historią Żniwiarzy wskoczą w grę bez większych problemów, sporo konceptów i reguł zostanie wytłumaczonych na nowo. Wybory poczynione w trylogii nie wpłyną na kształt fabuły, historia ma się toczyć "setki lat" po sadze Sheparda i spółki.
- Jako że gra ma się opierać na eksploracji, z niebytu powróci Mako (ma to być zresztą jedyny środek transportu, jakim dane nam będzie się poruszać). Ale to już przecież wiecie...
- Multi nie będzie miało żadnego wpływu na historię sprezentowaną w kampanii, acz zespół duma, jak sprytnie powiązać oba tryby.
- Romanse mają być "bardziej realistyczne" i mają wykraczać poza kilka, kluczowych momentów, w których należało wybrać "flirtujące" opcje dialogowe. Relacje mają się rozwijać w różnym tempie, bo też w zespole przywitamy zarówno nieśmiałych introwertyków, jak i lubieżnych ekstrawertyków. W dodatku nasz luby/luba ma reagować na to, jak odnosimy się do pozostałych członków zespołu.
- Gra znajduje się w ostatnim stadium produkcji.
Obstawiam, że tempest to nie jedyny statek, lecz kawałek floty, - patrz na tą cytadelo-podobną konstrukcję.
Chyba, że wiesz, jak w interstellarze, same zamrożone płody wieźli. ;D
Ten statek to swego rodzaju arka i prawdopodobnie są w nim zahibernowani przedstawiciele różnych ras. Niżej macie filmik z dłuższym ujęciem tego okrętu (od 1:05)
https://youtu.be/JsUG00sKyT4
Ty to byś rzygał przy każdej grze AAA.kwestia do czego zaliczasz F:NV :P ale poniekąd masz rację, że ostatnimi laty AAA i rzygogenna fabuła idą często w parze
Ale co jak co, fabułę seria miała dobrą i immersja też była.szczerze, pokazanie ci na 20 sekund dziecka, zabicie go, a następnie wmawianie przez całą resztę gry że było ci przykro z powodu gówniarza bo tyle was łączyło i masz teraz przez to koszmary, to dla mnie poziom patosu CoDa :P Czemu zdrada tego murzyna z Vice City bolała? Bo przez całą grę byliśmy kumplami, wyciągając się nawzajem z tarapatów, a on na koniec wbił nam nóż w plecy dla paru zielonych. To jest dobry writing i imersja, a nie pokazanie przez chwilę jakiegoś gnojka a nastepnie wmawianie, że był dla ciebie ważny :P
Nie to co w nowych CoDa czy innych.
pokazanie ci na 20 sekund dziecka, zabicie go, a następnie wmawianie przez całą resztę gry że było ci przykro z powodu gówniarza bo tyle was łączyło i masz teraz przez to koszmaryGdybyś ty widział, jak małe dziecko ginie w brutalny sposób to pewnie też ciężko byłoby ci wyrzucić ten obraz z pamięci :P W przypadku Sheparda śmierć chłopca stała się symbolem upadku Ziemi, więc pewnie bolało jeszcze bardziej.
Raczej FTLem nie leca tam 600 lat bo bylo by to bez sensuNiby dlaczego? A jam inaczej maja tam doleciec jak nie ftl em. 600 lat to o wiele za szybko na napęd wolniejszy niz ftl.
https://kwejk.pl/obrazek/2920741/szybkie-porownanie.htmlDobry koment
Wiecie co? To jest prymitywne, ale oddaje ME idealnie.
Wiem, że to próba żartów, ale np hanarzy nie mają cycków. A większość ras, zwłaszcza spoza Cytadeli, w fantazjach seksualnych jakoś nie występuje. Chyba, że u fetyszystów. A sama jednolitość ras Cytadeli wynika z tego samego sposobu rozwoju w oparciu o technologie Żniwiarzy. Inne rasy, które tych technologii nie używały, są kompletnie odmienne. Od raknii po Toriana. A sami Żniwiarze nie maja nawet zamiaru nikogo wkur.iać, tylko są pozbawionymi emocji strażnikami stabilności galaktyki, że tak to można uprościć. I zachowują formy życia w pokrętny sposób jako przeciwdziałanie konfliktowi ewolucji biologicznej i technologicznej oraz katastrofalnemu wykorzystaniu biotyki. Zaś dwa zakończenia trylogii pozwalają na eksterminację rozwiniętego życia w galaktyce. Super zakończenie dla ludzkości.