Zaklinacz: Początek, znane także jako Summoner. Dostałem od dziewczyny na gwiazdkę (grałem akurat w Devil Summonera, więc nie mając lepszego pomysłu, na zasadzie prostego skojarzenia uznała, że może mi się spodoba
). Nie wiem jak opisać tę książkę, by jej zbyt mocno nie skrzywdzić, ale jest mocno specyficzna
Zacznę może od okładki - mniejsza nawet o typowy kiczowaty wizerunek bohatera na pastelowym tle, ale te hasła umieszczone przez wydawcę: "6 mln czytelników na wattpadzie!" "historia dla fanów harrego pottera, władcy pierścieni oraz byłych zbieraczy pokemonów", "fani league of legends pokochali ją!". No powiedzmy, nie zachwyciły mnie, zwłaszcza ze było tam jeszcze coś o księżniczce elfów oraz rozgoryczonym krasnoludzie
Inna sprawa, że ta facepalmogenna okładka pomaga prawidłowo nastawić się przed lekturą. Powiedzmy sobie bowiem wprost, nie jest to żaden cud literatury. Jeśli miałbym do czegoś porównać tę książkę, to byłbyby to... opowiadania pisane przez członków ŚP na konkursy oraz do działu story na GSie i RPGC. Postacie są zarysowane tak mocno, że wygląda to niekiedy wręcz groteskowo, co drugi dialog to spory exposition dump tłumaczący milion zasad rządzących tym uniwersum, widać baaaardzo wyraźne inspiracje wspomnianym Harrym czy władcą (jest nawet szkoła magiczna z dośc podobnym zestawem nauczycieli
), wszystko jest strasznie przewidywalne, zaś intrygi potrafią być nazbyt proste i absurdalnie skomplikowane jednocześnie... po prostu książkowy przykład try-harda
Równie prosto prezentuje się zarys fabuły - młody chłopak, sierota, odludek, gnębiony przez syna najbogatszego, złego patrycjusza, przypadkiem wchodzi w posiadanie zdolności przywoływania demonów, musi uciekać z rodzinnej wioski. Tak trafia do miasta, a stamtąd do szkoły dla zaklinaczy, gdzie poznaje elfkę, krasnoluda i paru innych plebejuszy gnębionych przez uczniów pochodzenia arystokratycznego, zaś ostatecznym celem wszystkich jest uzyskać jak zwyciężyć w turnieju na koniec roku, gdyz przesądza to o dalszej karierze.
Z drugiej jednak strony takie tryhardowanie stanowi właśnie o uroku tej ksiązki. Miło było cofnąć się myślami do czasów, gdy samemu pisało się mocno kiczowate opowiadania oraz zaczytywało w podobnych potworkach. Trudno zresztą się dziwić tym skojarzeniom, ponieważ sam autor liczy sobie raptem 25 lat i początkowo afaik publikował swoje dziełko na portalu dla amatorów, nim znaleźli go tam wydawcy. Ostatecznie też nie jest to książka dla starych dziadów, ale raczej dla dzieciaków w wieku gimnazjum, więc na pewno jej odbiór w grupie docelowej jest inny.
Podsumowując, książka nie jest jakimś cudem świata i raczej bym jej ludziom nie polecał kupować, ale jeśli podobnie jak ja przypadkiem wejdziecie w jej posiadanie, warto dać jej szansę. Jeśli nie nastawicie się na nic wielkiego, jest to całkiem przyjemna lekturka na wyprostowanie zwojów i cofnięcie się na chwilę myślami o kilka(naście) lat. W każdym innym wypadku, lepiej już sięgnąć po zdecydowanie lepiej napisanego Harrego Pottera.