Pomimo że również jestem fanem wszystkiego co Tolkienowe, w tym i Hobbita, to także się zawiodłem oglądając film. A w zasadzie to zawiodłem się na filmie, ponieważ jestem fanem wszystkiego co Tolkienowe.
Jestem w stanie zrozumieć, że twórcy filmu chcą zbić jak najwięcej kasy, a także to, że kręcą 3 części na podstawie książki (która nawiasem mówiąc jest dwa razy krótsza niż którakolwiek z części Władcy Pierścieni). Byłbym w stanie to zrozumieć, gdyby reżyser starał się dokładnie przedstawić wydarzenia z książki. Niestety, w parze z tym, czego na prawdę możemy się w książce doszukać (często sceny te bardzo odbiegają od "rzeczywistości"), idą ciągnące się przez znaczną część filmu wątki z dupy, które reżyser sam sobie dopowiedział jak chociażby kamienne giganty.
Kolejna sprawa, to przedział wiekowy odbiorców, do których zaadresowany jest film. Wiadomo Hobbit - książka dla dzieci, więc nikt się nie spodziewał epickości, powagi i podniosłości na miarę Władcy Pierścieni. No ale na Boga, jaja na ryju? W odróżnieniu od książki, film był przeznaczony również dla starszej widowni, niestety poziom humoru jest tragiczny. To co może rozbawić małego chłopczyka oglądającego bajki typu Krowa i Kurczak, prawdopodobnie zniechęci starszego odbiorcę. Szczególnie jeśli połączyć denny humor z nierealnymi wyczynami kaskaderskimi głównych bohaterów, z których każdy powinien co najmniej kilka razy umrzeć w czasie trwania filmu.
Mógłbym tak w nieskończoność, dlaczego Radagast jest stuknięty, dlaczego do ch*ja ma zaprzęg z królików, skąd się wziął wielki, zły ork, albo od kiedy w Hobbicie zwołano naradę w Rivendell itd. Te dwa ostatnie przykłady oczywiście mają na celu stworzenie fabuły dla pierwszej części filmu, co nie zmienia faktu, że mierzi mnie jak oglądam te sceny.
Podsumowując, idąc do kina nie spodziewałem się epokowego dzieła, a po prostu fajnego filmu na podstawie książki mojego ulubionego autora. Wychodząc z sali kinowej czułem się, jakby ktoś mi powiedział, że w tym roku Gwiazdka została odwołana.