Okazuje się, że wystarczy być jedynym uczestnikiem debaty, który przyszedł na nią przygotowany, odpowiadał na pytania i przede wszystkim spójnie przedstawił swoje poglądy, żeby wywołać ogromny ból dupy kuców. Razem to normalna socjaldemokracja, ani nic nowego, ani nic specjalnie szokującego, ale reprezentujący ją wczoraj Adrian Zandberg (ta partia nie ma lidera, choć oczywiście media od wczoraj go na niego kreują) zdążył już zostać wyzwany od komunistów, a zwolennikom jego partii zaleca się wyjazd do... Korei Północnej. Co najśmieszniejsze, po kilku słowach uznania ze strony obserwatorów już pojawiły się głosy, że fioletowi są "promowani przez lewackie media", mimo że do wczoraj 95% Polaków nie wiedziało o ich istnieniu, a czas antenowy poświęcony im przez ostatnie 2 miesiące w największych stacjach telewizyjnych liczono w sekundach i to raczej w jednocyfrowych liczbach.
To nie jest do końca moja opcja polityczna, ale szkoda, że media zorientowały się o ich istnieniu dopiero teraz, w innym razie mieliby znacznie większe szanse na wejście do Sejmu albo chociaż na osiągnięcie 3%, co oznacza dofinansowanie od państwa. Widać, że to ludzie, którzy mają inny pomysł na uprawianie polityki niż obrażanie wszystkich dookoła.