Przeczytałem projekt tej ustawy, i pomijając kwestie etyczne, jest to po prostu fatalnie napisana ustawa.
Definicja życia ludzkiego jest tak szeroka, że wg. tego projektu człowiekiem jest zaśniad groniasty, czy ciąża pozamaciczna, która nie ma żadnych szans na prawidłowy rozwój. Ustawa nie określa, czym jest "bezpośrednie" zagrożenie życia matki (bo zagrożenie zdrowia nie jest przesłanką wystarczającą do dokonania aborcji). Z jednej strony stawia bardzo wysokie kary dla lekarza, który doprowadzi do śmierci "dziecka poczętego" (do 5 lat, a jeśli umrze też matka to nawet 10 lat więzienia), więc jeśli lekarz będzie mógł przeprowadzić ryzykowną operację, która mogłaby uratować życie matki, to raczej na pewno się jej nie podejmie, bo jak coś pójdzie nie tak to wyląduje za kratkami. Z drugiej, jeśli matka sama doprowadzi do śmierci dziecka (nie jest sprecyzowane jak miałoby się to stać) to sąd może zastosować wobec niej łagodniejszą karę albo w ogóle odstąpić od wymierzenia kary (a jak zrobiła to "przypadkiem" to już w ogóle nie podlega karze).
Ten projekt ustawy to kompletna anarchia, więc chociażby z tego punktu widzenia każdy rozsądny człowiek powinien być przeciwko niej.
Ale pomijając już tą kwestię, smuci mnie, że społeczeństwo daje się tak łatwo baitować na każde rzucenie słowa "aborcja" albo "in vitro" i zapomina o bożym świecie. Nagle wszystkie poważne sprawy typy rosnący dług publiczny, wciąż wysokie bezrobocie, kryzys imigracyjny, wojna na Bliskim Wschodzie etc. tracą na znaczeniu, bo LEWAGI CHCOM ZABIJAĆ DZIECI.