A ja się wyłamię i powiem, że
Welcome to N.H.K. to jedna z najbardziej przereklamowanych rzeczy jakie widziałem.
Nie twierdzę, broń boże, że jest złe, ale żeby "działało" musisz stworzyć więź z bohaterami już na samym początku. Inaczej, pomimo dobrej realizacji, cała seria sprowadza się do 24 odcinków oglądania jak ludzie, których nie lubisz popełniają coraz głupsze błędy i coraz bardziej grzęzną w autodestrukcyjnych zachowaniach. Niestety mi nie udało się zżyć z bohaterami i gdyby nie to, że oglądałem to równocześnie ze znajomym, to prawdopodobnie nie dotrwałbym do końca (który jest bardzo dobry swoją drogą).
...a teraz pora zostać kompletnym hipokrytą i pochwalić anime, które opiera się na przywiązaniu widza do bohaterów jeszcze bardziej niż NHK. Jakieś dwa tygodnie temu powaliło mnie na tyle mocne przeziębienie, że szczytem moich możliwości było gapienie się w ekran - rzeczy wymagające ruchu, jak np. gry, były zbyt męczące. Stwierdziłem, że to dobry moment by nadrobić trochę anime. Sam nie wiem jak do tego doszło, ale zassałem
Yahari Ore no Seishun Love Comedy wa Machigatteiru, znane również jako
Oregairu. Być może zachęciła mnie
bardzo wysoka średnia ocen na MALu? Może rekomendacja
pewnego jutubera? Diabli wiedzą, w każdym razie jakoś trafiło na mój dysk.
Zanim powiem, czy na nim zostało, wspomnę jeszcze tylko, że raczej nie przepadam za komediami szkolnymi czy innymi haremówkami. Niewielki odsetek anime w szkolnym settingu, który jestem w stanie strawić wykorzystuje szkolną komedię jako punkt wyjścia, ale potem idzie w kierunku czegoś co jest albo kompletnie meta (
Bakemonogatari), opowiada epicką, skomplikowaną historię, która kontrastuje z settingiem (
Madoka) albo robi po trochu z obu (
Haruhi). Patrząc na opisy i screenshoty, obstawiałem (optymistycznie), że Oregairu najbliżej będzie do Bakemonogatari.
Myliłem się. Seria jest bez wątpienia unikatowa na swój sposób, ale pod względem świata i fabuły nigdy nie wychodzi poza normalną opowieść o kilku uczniach ostatniej klasy szkoły średniej. Nie przeszkadza jej to jednak w byciu
jedną z najgłębszych, najbardziej refleksyjnych rzeczy jakie dane było mi zobaczyć. Okazuje się, że koniec szkoły średniej, czyli moment, kiedy przekraczamy próg dorosłości to idealny pretekst do opowiedzenia historii o szukaniu własnej tożsamości, a konkretnie o tym, jak to jak postrzegamy samych siebie wpływa na to, jak widzą nas inni i na odwrót. Jeśli pachnie wam to Jungiem albo Sartrem, to skojarzenia są jak najbardziej na miejscu - Oregairu wyraźnie czerpie inspiracje z filozofii zachodu, ale w przeciwieństwie Evangeliona czy Persony nawiązania są dużo subtelniejsze (chociaż słowo "persona" chyba pada ze dwa razy w drugim sezonie
). W przeciwieństwie do drugiej połowy NGE wplata też trochę humoru, żeby zrównoważyć na ogół ciężką atmosferę. Jednak kiedy już to robi, nie są to żarty nie na miejscu, co też jest fajne.
Podsumowując: naprawdę świetna rzecz - godna polecania każdemu, kto lubi głębsze, egzystencjalne rozkminy, ale bez przesadnej pretensjonalności na jaką cierpi
wiele japońskich produkcji. Jeśli miałbym się do czegoś przyczepić, to tylko do tego, że pierwszy sezon rozkręca się dość powoli, a drugi momentami jest wręcz zbyt subtelny, podpierając się trochę za mocno na niedopowiedzeniach zamiast "normalnej" narracji.
Oprócz tego miód.Polecam też
długaśne analizy drugiego sezonu, które wykopałem na reddicie jak i samą
dyskusję na /r/anime.
Ale tak w ogóle ten Logarytmiczny Horyzont to z tego, co czytałem, takie animu o paru osobach uwięzionych w MMORPGu. To jakiś trend, jak moegówno?
Yep. Powstały w momencie kiedy dwa sezony SAO zarobiły WSZYSTKIE pieniądze. Ba, do tego trendu należy też drugie anime, które obejrzałem podczas swojej wegetacji pod kocem, ale o tym innym razem, bo i tak się rozpisałem.