Przeszedłem Absolution niedawno do końca, parę lat się zmuszałem żeby odpalić, potem już jakoś poszło. To ten sequel typu "spoko gra, ale straszny sequel".
Checkpointy wskazuję jako głównego winowajcę odczuwania czuja, że to Hitman. Są etapy, w których mogłoby ich de facto nie być lub cały odcinek od startu/checkpointa do checkpointa/końca gra się jak typową misję z serii - te są najbardziej spoko i Hitmanowe. Są etapy, które są po prostu wędrówką, fabularnie uzasadnione w 100%, ale kompletnie nie pasują do konwencji. Co prawda owszem, były takie wędrowne etapy w H1 (np. dżungla) czy H2 (np. śnieżna Japonia), ale w każdej lokacji miałeś bardzo konkretne zadanie do wykonania i/lub cel do eliminacji. Tutaj jest strasznie dużo odcinków checkpoint-checkpoint, gdzie jedyne co masz do zrobienia, to potuptać sobie i nacisnąć klamkę - ale tylko taką w drzwiach, bo ta ze spustem się nie przyda.
Poza tym podtrzymuję też i resztę przywołanych przez Ka7 mankamentów - każdy wadził. Ale checkpointy i liniowość to zdecydowanie najsilniejsze z nich.
Podejrzewam że tak jak z Thiafem, pełnię satysfakcji z gry mogą nieironicznie czerpać tylko i wyłącznie gracze kompletnie nowi dla serii. Nikt im w sumie tego nie zabroni, oczywiście, gra i tak ma swój urok i wciąga. Ale całe szczęście najnowszy HITMANTM wrócił do korzeni i życzę nowym graczom, żeby się w nim osrali. A potem nauczyli hitmanić w hitmana jak należy.